piątek, 26 października 2012

Rozdział 22.



Nim się obejrzałam a już była środa – mecz z Realem. Wydaje się, jakby dopiero co było losowanie grup Ligi Mistrzów. Był to ważny dzień, zarówno dla zawodników, jak i kibiców oraz trenerów. Trzy tygodnie temu zremisowane spotkanie z Manchesterem. Pamiętam ten wieczór dokładnie, a zwłaszcza to co działo się po nim.
Wszyscy sympatycy BVB mają nadzieję, że pomimo tego, iż Królewscy są faworytami tego spotkania to jednak dortmundzkie pszczółki odniosą zwycięstwo.
We wtorek ja, rodzice, Wika oraz Ania i Robert zjedliśmy razem obiad. Potem mama wraz z tatą udali się na spacer po mieście. Za przewodnika miała im służyć Stachurska, ponieważ ja w tym czasie pojechałam z Lewym i Wiktorią na trening Dortmundczyków.
„Młoda” od razu skradła serca chłopakom z Borussii.
- Jak dorosnę będę piłkarzem! – wołała blondyneczka, którą Mario niósł na barana.
Siedmiolatka pierwszy raz miała taką styczność z Niemcami. Większość była zaskoczona, bowiem nieliczni wiedzieli, że płynie w naszych żyłach krew zachodnich sąsiadów  Polski.
Wtorkowy wieczór spędziłam, tak jak lubię najbardziej, czyli z Marco. Opierałam głowę na jego ramieniu. Do moich nozdrzy doszedł słodki zapach jego perfum.
Byłam uzależniona. Od niego, jego dotyku, pocałunków, uścisków. Przywiązywałam się do Reusa coraz bardziej i godziłam się na to. Kiedy mnie przytulał przeszywała mnie fala ciepła. Gdy siedział obok mnie czułam się bezpieczna, był moim ochroniarzem, przy nim niczego się nie bałam.

*

Siedząc na trybunach Signal Iduna Park czułam tę niesamowitą atmosferę wśród kibiców.
Moja siostra miała na szyi szalik Borussii, tak samo jak ja. Rozczulał mnie widok niecierpliwiącej się Wiktorii, która już nie mogła się doczekać, kiedy się zacznie.
Rozglądałam się i zauważyłam, że Caroline patrzy w moją stronę. Pomachała do mnie, a ja niechętnie ruszyłam w jej stronę. Zaczęła się oddalać, w końcu złapałam ją w łazience.
- Nie wyraziłam się chyba ostatnio dosyć jasno - posłała mi spojrzenie wilka. - Miałaś odczepić się od Marco.
- Jesteś z nim w ciąży, ale my nie mamy zamiaru się rozstawać - oznajmiam.
- Rób co chcesz. Prędzej wasza sielanka i tak się skończy - uśmiechnęła się złowrogo. - Zrozum, że jesteś tylko marionetką. On potrzebuje kobiety, nie dziewczynki ledwo co wkraczającej w dorosłe życie. Poza tym będziemy mieć dziecko, nim się obejrzysz Marco zacznie spędzać z nami więcej czasu i zostaniesz sama.
Po chwili dziewczyna odruchowo rozmasowywała swój policzek, na którym pojawiło się różowe odbicie mojej dłoni. Nic nie mówiąc opuściłam pomieszczenie zostawiając ją samą.

*

Emocje sięgały zenitu. Spotkanie zakończyło się wygraną Borussii 2:1, po golach Lewego i Marcela! Jakaż radość panowała wśród kibiców. Uśmiech nie schodził mi oraz innym z twarzy.
Wyszliśmy na zewnątrz. Czekając na chłopaków rozmawiałam z tatą o meczu. Minęło nas w między czasie paru zawodników. Zamieniłam z nimi kilka słów, złożyłam Marcelowi gratulacje i pożegnaliśmy się.
W oddali zobaczyłam znajomą sylwetkę Lewandowskiego.
Przytuliłam go uradowana z jego bramki i zwycięstwa. W końcu go wypuściłam. Następnie poczłapaliśmy do jego samochodu. Odciągnęłam go na chwilę na bok, żeby zapytać o Marco.
- Myślałem, że z nim rozmawiałaś – powiedział zakłopotany brunet. - Widocznie nie miał na to ochoty.
- Pewnie masz rację - odparłam.

*

- Nie chciałem nic mówić przy twoich rodzicach – Lewy położył kluczyki na stoliku. Miał zmartwioną minę. Było widać, że coś go męczy. – Marco opuścił stadion z Caroline innym wyjściem.
Zdziwiona jego słowami wybąkałam tylko "oh" i poszłam do pokoju. Wzięłam do ręki aparat leżący na biurku i przeglądałam wszystkie zdjęcia. Mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam fotkę z uśmiechniętym blondynem.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym co nas łączy. Co jeśli Caroline miała rację? Kaja, ogarnij się. Myślenie ci nie wychodzi.
Odłożyłam sprzęt i włączyłam laptopa. Zaczęłam przeglądać różne strony, spać nie mogłam, nie to co Lewy, który sobie pochrapywał.
Otworzyłam Skype'a. Zobaczyłam zielony znaczek obok kontaktu. Zawahałam się na moment, lecz w końcu nacisnęłam na słuchawkę.
- Czemu to Dortmund jeszcze nie śpi?
- Bo dzwoni do Londynu.

*

Czwartek był ostatnim dniem pobytu rodziców i Wiktorii w Dortmundzie. Gdyby nie to, że przecież blondyneczka musiała wrócić do szkoły to zostaliby na dłużej. Odwieźliśmy moją rodzinkę razem z Lewym na lotnisko.
- A Marco przyjedzie? - dziewczynka ściskała mnie za rękę. Pokręciłam głową zaprzeczając. - Szkoda.
W końcu przyszedł czas rozstania i obietnic, że niedługo zawitam do Warszawy na dłużej niż tydzień.
*

Leżałam na łóżku ze słuchawkami na uszach i czytałam książkę. Ni stąd ni zowąd do mojego pokoju wparował Marco. Odłożyłam odtwarzacz i "Requiem dla snu" na bok, żeby przyglądnąć się Reusowi, który łaził zdenerwowany po moim pokoju.
- Naprawdę rozumiem, że możecie nienawidzić się z Caroline, że możecie być o siebie zazdrosne, ale Kaja! Możesz mi powiedzieć, dlaczego popchnęłaś dziewczynę w ciąży? - padło pytanie z ust blondyna.
- Słucham? - poderwałam się z miejsca i podeszłam do niego. - Tak ci powiedziała? I ty jej uwierzyłeś?
- Złapała mnie, jak wychodziłem. Chciała ze mną porozmawiać, płakała, a ja nie wiedziałem co się dzieje. Wyszliśmy na zewnątrz, powiedziała, że ją popchnęłaś i spoliczkowałaś - Marco był wściekły i nie krył tego. Najbardziej bolało mnie to, że on naprawdę jej uwierzył.
- To drugie owszem, ale jej nie popchnęłam! - chwyciłam go za rękę. - Uwierz mi, przecież bym tego nie zrobiła.
- Już nie wiem, której z was mam wierzyć - wyrwał się i zrobił parę kroków w tył. - Nie przychodź na razie na treningi. Nie dzwoń. Nie pisz. Dajmy sobie na wstrzymanie. Muszę to wszystko przemyśleć. 
Drzwi zamknęły się za nim. Została głucha cisza. Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Usiadłam na łóżku. Po chwili wybuchnęłam spazmatycznym płaczem. Dopięła swego. Skłóciła nas. 
Trzęsłam się. Drżałam. Miotałam się po łóżku, wiłam się z bólu. Nie zauważyłam nawet, że Robert wszedł do pokoju i chciał mnie uspokoić, ale nie potrafił. Traciłam najważniejszą dla mnie osobę. Miałam przed oczami wszystkie wspólne chwile. Pierwsze spotkanie, Manchester, pocałunek na balkonie. Słyszałam jego głos, to przeklęte "kocham cię", które padło z jego ust po polsku, gdy leżeliśmy razem w łóżku. Krzyczałam, wołałam go, ale on poszedł, nie było go tutaj. Był tylko Lewy, który coś do mnie mówił, ale nie rozumiałam co. Przytulił mnie no siebie, ale odepchnęłam go. On nie był nim, to nie Marco. 
Już nie wrzeszczałam. Łzy dalej płynęły, lecz już nie zachowywałam się jak uciekinierka z psychiatryka. Lewandowski podszedł do mnie i przytulił, a ja wczepiłam się w niego najmocniej jak mogłam. 

*

Pewnie kiedy dostaniesz ten liścik to nie będzie mnie już w Dortmundzie. Masz rację, musimy dać sobie trochę czasu. Dużo się ostatnio wydarzyło. Boli mnie to, że mi nie wierzysz. Wiedz, że kocham cię, to się nie zmieni. Wrócę niedługo, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wierzę, że kiedy znowu tutaj zawitam to będzie jak dawniej. Obejmiesz mnie czule, a ja musnę twoje wargi. I znowu będziemy zatraceni w swojej miłości.

Kaja.
_______________________________________________
Dziwnie mi to wyszło, ale no cóż. Chciałam dodać wczoraj, ale nie ma to jak przesiedzieć pół dnia z książkami na konkurs chcąc nadrobić 2 miesiące obijania się. Dzisiaj były tego efekty.
Tak w ogóle to mam już nowy pomysł. Zakładam nowego bloga (być może jeszcze dziś, a jak nie to w tym tygodniu) i zaczynamy. Póki co zostawiam was z tym czymś. ;)

9 komentarzy:

  1. Popsułaś pomiędzy Marco a Kają... Dzięki :) To był rozdział, który mi się najlepiej czytało (nie obrażając oczywiście reszty tego opowiadania). Kłócą się, jest pomiędzy nimi źle i to mi się po prostu podoba!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholerna Caroline. Niszczy wszystko i pozwala sobie na manipulację Marco. Mam nadzieję, że kiedy wróci to Reus będzie wreszcie ogarnięty. Mecz z Realem... boże. To było coś niesamowitego. Jeden z lepszych jakie oglądałam. No i czekam na nowe opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie rozdziały czyta się jakoś inaczej. Nie to, że są gorsze od tych weselszych. Po prostu coś w sobie mają. Nigdy nie lubiłam imienia Caroline w żadnym języku i teraz się w tym utwierdzam. A mecz z Realem - piękno futbolu :) Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. a o czym bedzie ten nowy blog? moze o łukaszupisczku?:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Masz może linki do blogów ,gdzie są opowiadania o Marcu Reus'ie ? Proszę Cię , nie kończ tego blog , jest mega ! ♥ ;oo

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahhh,,, Marco, może nie wie komu wierzyć,, jednak tak łatwo nie powinien uwierzyć w to co mówi Caroline, bo przecież jak było między nami.! Widać ze bardzo zranił tym Kaje, może być tak ze ją straci. Powinien to wszystko przemyśleć!
    Fajny i czekam na następny! NIE KOŃCZ, BO JEST ŚWIETNE TO OPOWIADANIE!
    pozdrawiam,
    @meeeetka

    OdpowiedzUsuń
  8. ta cała Caroline to podstępna żmija. Jak ona może niszczyć ich związek?! Mam nadzieję, że Marco w porę się opamięta.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przez Twoje opowiadanie zaczynam nie lubic prawdziwej Caroline... Chociaz szczerze, to nigdy za nia nie przepadalam. Ona nie nalezy do waskiej grupy WAGs, ktore darze sympatia...
    No ale do rzeczy :) jestes zua! Jak moglas sklocic Marco i Kaje za posrednictwem tej jedzy? A tak swoja droga, to Marco zdrowy rozsadek zostawil chyba w szatni po meczu. Jak on mogl uwierzyc tej wiedzmie, zamiast swojej dziewczynie, ktora kocha?! Nie ogarniam facetow ;/
    Mecz z Realem - asdfghjklasdfghjklasdfghjkl! Obgryzione paznokcie, krzyki, piski i skakanie po pokoju ze szczescia, w myslach hejtowanie CR7... no i tak o :D
    A tak w ogole, to jak zobaczylam ze ksiazka czytana przez Kaje to Requiem dla snu, to prawie zemdlalam.
    Lece czytac nastepny :*

    OdpowiedzUsuń