(Kaja)
Niedzielny poranek spędziłam w łazience Wojtka. Siedziałam 20 minut na chłodnej posadce wymiotując.
- Biedna Kaja - nabijał się Szczęsny.
- Wal się - warknęłam. - Jeżeli mój pobyt w Londynie spędzę z grypą żołądkową to się zastrzelę.
- Mam nadzieję, że to nie jakaś reakcja na nasz wczorajszy pocałunek - drwił sobie jeden z Kanonierów. - Mi się tam podobało.
- Nie przyzwyczajaj się - odburknęłam. Zaśmiał się i podał mi koc. - Zrób mi kanapkę.
- Chyba cię po... - zaczął, ale nie skończył bo musiał zrobić unik. - Serio? Kapciem we mnie rzucasz? Wczoraj taka milusia byłaś.
- Było minęło.
Nie dał się długo prosić i po chwili dostałam na talerzu kanapkę z ogórkiem. Patrzyłam na nią i omal nie wybuchnęłam płaczem.
- Wzruszyłaś się na widok śniadania? - zapytał rozbawiony.
- Zrobiłeś mi ulubioną kanapkę Marco - odpowiedziałam. Nie chcąc się więcej rozczulać zaczęłam zajadać. Gdy skończyłam wciąż byłam głodna. - Masz coś słodkiego?
Szczęsny wybałuszył gały, ale spełnił kolejną moją zachciankę. Przyniósł mi czekoladę i patrzył się, jak się objadam.
- Chyba nie masz grypy żołądkowej - stwierdził, kiedy zjadłam ostatni kawałek. - Jutro idziemy do lekarza.
- Co ty Wojtuś, daj spokój - machnęłam ręką. Uniósł brwi ze zdziwienia. Zachichotałam wesoło. - Idę się zdrzemnąć.
- Przecież niedawno wstałaś.
- Nie dyskutuj - pogroziłam mu palcem.
*
(Marco)
- Przepraszam za to w szatni.
- Nie ma sprawy.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. Wizyta Lewandowskiego nieco mnie zaskoczyła, ale kamień spadł mi z serca, że się pogodziliśmy.
Siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu pijąc piwo i rozmawiając.
- Kaja odzywała się do ciebie? - zapytałem niespodziewanie. Robert odstawił puszkę na stolik i westchnął. - Proszę, powiedz mi, co się z nią dzieje?
- Poleciała do Londynu. Do Wojtka - odpowiedział.
- Kiedy wraca?
- Marco, odpuść - był poirytowany tym ciągłym zadawaniem pytań.
- Nie odpuszczę, bo ją kocham.
- Zastanów się nad tym, czego tak naprawdę chcesz - spojrzał na mnie wilkiem. - Naiwnie wierzysz Caroline.
- Słyszę to już po raz kolejny - powiedziałem zrezygnowany. - Chyba będę musiał z nią porozmawiać.
*
(Kaja)
- Nie wierzę, że dałam się tu zaciągnąć - siedziałam obrażona w poczekalni. - Nienawidzę lekarzy.
- Przykro mi - Wojtek wziął mnie za rękę. - Tylko mi nie płakusiaj, jak będą musieli ci zrobić zastrzyk.
Już chciałam coś powiedzieć, ale przyszła moja kolej. Zostawiłam Szczęsnego i poszłam do gabinetu.
*
(Marco)Nie chciałem zwlekać z rozmową więc wieczorem pojechałem do Caroline.
Wsiadłem do windy i nacisnąłem na guzik z numerem 5. Po upływie kilkunastu sekund byłem na odpowiednim piętrze. Szedłem przez korytarz i zauważyłem, że drzwi do mieszkania mojej eks są uchylone. Gdy byłem bliżej usłyszałem głosy - kobiety i mężczyzny. Jeden z nich należał do Caroline, ale drugiego nie mogłem rozpoznać. Zacząłem się uważnie przysłuchiwać.- Nasz plan chyba idzie ku dobremu - oznajmiła dziewczyna z triumfem.
- Na to wygląda. Niedługo Kaja znowu będzie moja - odparł chłopak.
- A Marco mój.
Obydwoje zaśmiali się złowrogo niczym para czarnych charakterów. Miałem dwa wyjścia: wkroczyć tam i zrobić awanturę lub wrócić do domu, a gdy Kaja będzie z powrotem w Dortmundzie o wszystkim jej powiedzieć.
Coś podpowiadało mi, że nie powinienem zwlekać. Wszedłem do pomieszczenia. Zastałem w nim Caroline razem z Maćkiem - byłym Kai!
- O Boże - blondynka podeszła do mnie. - Jak dobrze, że jesteś! Przyszedł tu do mnie i zaczął mnie szantażować!
- Nie odstawiaj teatrzyku. Wszystko słyszałem - powiedziałem kipiąc złością.
Maciej widząc, że wszystko się wydało uciekł z mieszkania. Próbowałem go dogonić, ale zgubiłem go. Wróciłem do dziewczyny. Siedziała na krześle i patrzyła na mnie zaszklonymi oczami.
Zająłem miejsce na przeciwko niej i zażądałem wyjaśnień.
*
(Kaja)
Zegar wskazywał 11:43, gdy wróciliśmy. Wojtek kazał mi iść się położyć więc posłusznie odmaszerowałam do pokoju gościnnego.
Leżałam w łóżku z laptopem i weszłam na Skype'a.
Sobota, 22:57
Wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Jestem kretynem. Robert i Mario mi to uświadomili (trochę w brutalny sposób, ale skuteczny). I mają rację, że jestem niezdecydowanym kretynem, przez co mogę cię stracić.
Niedziela, 6:36
Jak cię nie ma to wszystko jest nie tak. Nawet najlepsza komedia mnie nie śmieszy, ani ulubiona kanapka mi nie smakuje.
Wiesz, mogłaś chociaż załatwić jakiegoś ogrodnika pod swoją nieobecność, bo usycham z tęsknoty.
Dziś, 09:28
Nie łudzę się, że mi odpiszesz. Masz pełne prawo być na mnie zła. Ale wiedz, że jesteś dla mnie najważniejsza.
Chciałam ochłonąć po przeczytanych wiadomościach, ale Mario zrobił się dostępny i do mnie zadzwonił.
- Dzień dobry - Niemiec uśmiechał się do mnie. - Jak tam w Londynie?
- W porządku, ale tęsknię za wami - odparłam.
- Też tęsknimy za naszą ulubioną panią fotograf.
- A co u Marco? - zapytałam. Oprócz tych kilku zdesperowanych wiadomości od niego nic więcej się nie dowiedziałam.
- Trudno stwierdzić - odpowiedział. - Nie ma ochoty z nikim rozmawiać, na meczu w sobotę nie grał na 100% swoich możliwości. To nie ten sam Reus.
- Brakuje mi go - wypaliłam nagle. - A wszystko komplikuje się coraz bardziej.
- Co masz na myśli?
Wahałam się, ale w końcu odważyłam się powiedzieć mu o tym, co przydarzyło mi się podczas mojego kilkudniowego pobytu u Szczęsnego.
*
Po rozmowie z Goetze zdecydowałam się odpowiedzieć na to, co Marco mi napisał. Nie wychodziło mi to najlepiej, ciągle wciskałam "backspace". W końcu jednak udało mi się sklecić parę zdań. Przeczytałam je parę razy i nacisnęłam "enter".
W Londynie jest dobrze, ale to jednak nie Dortmund. Chciałabym jechać z wami na mecz do Aalen. Też za tobą tęsknię. Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy. Rozumiem, że masz mętlik w głowie z powodu ciąży Caroline, ale wiedz, że nigdy bym jej nie popchnęła, zwłaszcza w jej stanie. Kocham cię i będę cię wspierać, cokolwiek się stanie.
___________________________________________
Powoli zbliżamy się do końca. Jeżeli nic nie stanie mi na przeszkodzie, to wszystko wychodzi na to, że z tym opowiadaniem pożegnamy się już w przyszłym tygodniu. ;)
DRUGI BLOG (TEŻ O BVB): i-bleed-it-out.blogspot.com