środa, 26 września 2012

Rozdział 9.

Miałam w głowie jeden wielki burdel. Jak wróciłam to od razu poszłam do siebie i się zamknęłam w moich czterech ścianach. Lewy dobijał się do mnie, ale powiedziałam, że jestem zmęczona więc dał mi spokój.
Po chwili usłyszałam jak rozbrzmiewa piosenka Linkin Park, ale nie miałam ochoty odbierać. Komuś jednak zależało, bo ciągle dzwonił. W końcu pofatygowałam się i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Dobry wieczór, Kaja, tu Jurgen - byłam mile zaskoczona jego telefonem. - Jutro jedziesz z nami do Frankfurtu jako fotograf.
- Naprawdę?! Udało się? - chociaż jedna dobra wiadomość tego dnia.

*

Następnego dnia o godzinie 15 wszyscy stawiliśmy się pod Signal Iduna Park.
Na samym tyle oczywiście usiadły "bossy", jak to już określił Goetze, to znaczy - Lewy, ja, Mario, Marco i Mats. Wyjęłam swój ukochany aparat z torby. Kochałam fotografię i wszystko co z nią związane - uwiecznianie ważnych dla mnie chwil, ale także krajobrazy czy nawet zachód słońca. Potem każdą zrobioną fotkę opisywałam: data, krótka informacja na temat miejsca i okoliczności wykonania, a także jakieś wspomnienie z tym związane. Lubię potem wrócić do zdjęć sprzed kilku lat, powspominać, uśmiechnąć się lub uronić łzę, tak jak w tej chwili.
- Kaja, płaczesz? - zapytał Lewy, co nie umknęło uwadze pozostałych.
- Kajka, no co Ty? - Mario siedzący po mojej lewej objął mnie. - Nie płakusiamy, jedziemy po zwycięstwo, mała!
- Pragnę Ci przypomnieć, że jesteś wyższy tylko o kilka centymetrów - wypomniałam mu, ale On nie wzruszony tylko pstryknął mnie w nos.
Położyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy, a po krótkiej chwili zasnęłam.

*

Jurgen już od pierwszych minut był zdenerwowany, w końcu po ostatniej przegranej z Hamburgerem SV trzeba było się spiąć i wygrać. Ja dzisiaj pełniłam rolę nie tylko kibica, ale przede wszystkim musiałam biegać z moim Nikonem.
W 24 minucie BVB dał prowadzenie Łukasz Piszczek, który uradowany wskoczył na Kloppa, a w jego ślady poszli pozostali zawodnicy. Śmiejąc się nacisnęłam spust migawki. i uwieczniłam ten moment. Minęły 4 minuty, a gola na 2:0 zdobył Marco.
Uśmiech na jego twarzy sprawił, że sama miałam ochotę podbiec do Nich i ich przytulić. Zamiast tego zaczęłam robić następne zdjęcia ukazujące ich niepohamowaną radość.
Reus w tej chwili tak bardzo różnił się od tego, z którym miałam do czynienia poprzedniego wieczoru. Teraz - zadowolony z siebie i strzelenia bramki. Banan mu z mordki nie schodzi, a dobę temu - przybity, zraniony, odwrócony do mnie plecami.

*

Przebieg drugiej połowy był emocjonujący i do końca trzymał w napięciu. Wydawać by się mogło, że BVB wygraną już mieli w kieszeni, a tu zaskoczenie, że minęło 6 minut, i z 2:0 zrobiło się 2:2. Później Mario strzelił gola na 3:2, ale gospodarze odpowiedzieli i skończyło się 3:3.
Jeden punkt nie dawał zbyt wiele powodów do radości. Do tego nigdy nie widziałam na żywo tak wściekłego Kloppa jak dziś, a po meczu tak się śpieszył, że kazał nam siadać byle gdzie i w efekcie wylądowałam obok Marco, który nie obdarzył mnie dzisiaj ani jednym spojrzeniem ani nie raczył powiedzieć mi "cześć", ale nawet mu się nie dziwiłam.
- Jak noga? - przerwałam w końcu panującą ciszę między nami. Reusy zszedł po pierwszej części spotkania kulejąc i w drugiej połowie zastąpił go Mario.
- Przecież cię to nie obchodzi - fuknął.
- Marco, naprawdę mi przykro - przeniósł wzrok z widoków za szybą na mnie. - Źle oceniłeś to wszystko. Może to wczoraj coś dla mnie znaczyło, pomyślałeś o tym, zapytałeś mnie o to? Z góry założyłeś, że popchnęłam cię do tego, żeby potem zwiać do Maćka i z nim się obściskiwać. 
Przygryzł wargę i już miał coś powiedzieć, ale autokar zatrzymał się pod hotelem, w którym mieliśmy spędzić dzisiejszą noc.

*

Siedziałam w pokoju i przeglądałam zdjęcia z dzisiaj uśmiechając się szeroko. Nagle usłyszałam pukanie. 
- Proszę! - krzyknęłam nie odrywając się ani na chwilę od wykonywanej przeze mnie czynności.
- Masz tam jakiejś fajne zdjęcia? - zapytał Goetze. 
- O, cześć Mario - odłożyłam sprzęt na bok i pocałowałam go w policzek. - Gratulowałam już Łukaszowi więc Tobie też muszę. Świetna bramka.
- Szkoda, że nie zapewniła nam zwycięstwa - odpowiedział smutno siadając na przeciwko mnie.
- Sezon dopiero się zaczął. Przed wami do tego kolejny mecz w Lidze Mistrzów i jeszcze Puchar Niemiec. Macie silną ekipę, dacie sobie radę - powiedziałam uśmiechając się. 
- Cieszę się, że to mówisz - wziął aparat i zaczął przeglądać zdjęcia. - Kaja, rozmawiałaś dzisiaj z Marco?
- Uhm, tak - bąknęłam. - Ale nie była to miła rozmowa.
- Tak myślałem. Wiesz, odkąd rozstali się z Caroline jest bardzo cichy - wyznał. I po raz kolejny moja głupota dała o sobie znać. Kompletnie zapomniałam o dziewczynie Reusa, która nie była ani na imprezie ani na żadnym z ostatnich meczów, na co jakoś nie zwróciłam uwagi, bo tyle się działo. A po tym co stało się wczoraj musiał czuć się jeszcze gorzej i miałam ochotę się rozpłakać.
- Boże, Mario, jestem idiotką - i przez łzy zaczęłam opowiadać mu wydarzenia wczorajszego wieczoru. Chłopak był jego przyjacielem i to bardzo dobrym. W połowie mojej opowieści usiadł obok mnie i mocno do siebie przytulił, żeby zapobiec łzom. - Najgorsze jest to, że ja tak naprawdę już sama nie wiem, co czuję, wiesz? Widzę go i czuję się jak gimnazjalistka zakochana w koledze z klasy. Głupieję. Maćka znam już trochę i wiem, że go kocham, ale Marco...
- Cii - położył mi palec na ustach. - Nic już nie mów. Pogubiłaś się w tym wszystkim. Jesteś rozdarta, ale musisz to wszystko przemyśleć. Znam Reusa długo i wiem, że On też musi coś do Ciebie czuć, skoro się z tobą całował, ale też jest przybity, bo z Caroline byli długo.
- Czuję się z tym wszystkim okropnie, nie chciałam go zranić, nie miałam pojęcia o tym, że zerwali - schowałam twarz w dłoniach.
- Mała, proszę cię, nie płacz - pocałował mnie w czoło. - Najlepiej będzie, jak pójdziesz spać, a potem na spokojnie to wszystko sobie przemyślisz. 
- Masz rację - przyznałam. - Dziękuję. Jesteś wspaniały.
Mario przytulił mnie raz jeszcze, po czym ulotnił się z mojego pokoju. Wzięłam prysznic i położyłam się, ale długo nie mogłam zasnąć. Po raz kolejny dzisiaj chwyciłam moją lustrzankę i zaczęłam oglądać zdjęcia z meczu, a najdłużej zatrzymywałam się przy tych z roześmianym chłopakiem z numerem 11.
_______________________________________
Wiem, że musieliście trochę poczekać, jestem złym człowiekiem, ale no. Przepraszam. Znowu trochę namieszałam i namieszam jeszcze bardziej :D. Dziękuję za tyle ciepłych słów, nie tylko w komentarzach, ale też na twitterze - miło mieć świadomość, że ktoś to czyta i się Wam to podoba. Lejecie mi miodek na serce. 
Szkoda, że wczoraj nie udało się wygrać. Ale wszystko to co chciałam powiedzieć, "powiedziała" Kaja w dialogu z Mario :3.

5 komentarzy:

  1. hahaha xd
    bo sie zjarasz jeszcze ;3
    No szkoda, ze nie wygrali ;<
    Ale mam nadzieję, ze kolejne mecze będą tylko wygrane ;P
    Co do rozdziału, to zajebisty *.*
    Chyba lubisz mieszać, co ? ^^
    Dawaj szybko następny :**
    Weny <3 :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohhhh ale sie dzieje! Z gory przepraszam ze dzis ale wczoraj nie moglam sie wyrobic i nadrobilam juz zalegly rozdzial! Uhhh pocalunek,, czyli jednak cos do siebie czuja! robi sie na prawde ciekawie;)) czekam juz na kolejny;)
    @meeeetka
    Because-you-loved-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię te opowiadanie :3 Mario to taki przyjaciel, z tego co czytam. bardzo to miłe z jego strony. mam nadzieję, że Kaja wyjaśni sobie wszystko z Marco. czekam na kolejny! justpiazon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. Ciekawi mnie Reus, który najpierw jest strasznie chłodny, potem całuje Kaję, a następnie znów nie traktuje jej zbyt serdecznie. No a Mario jak zwykle uroczy! W twoim opowiadaniu jak i podczas meczu, kiedy tak krzywo ubierał koszulkę do rozgrzewki <3

    OdpowiedzUsuń