czwartek, 20 września 2012

Rozdział 5.


Starałam się robić dobrą minę do złej gry, ale średnio mi to wychodziło. Nie mogłam jednak dać po sobie poznać, że spotkanie z dziewczyną Marco było dla mnie miażdżące. Poczułam jakby ktoś wbił mi nóż w plecy i pokręcił Nim kilka razy. Dlaczego choć przez chwilę dopuściłam do siebie myśl, że ten mały incydent w kuchni mógł znaczyć coś więcej? To było oczywiste, że ktoś taki jak Marco nei może samotnie spędzać z nocy. A nawet jeśli już, to na pewno nie będzie chciał spędzać ich ze mną. Kaja, po raz kolejny dałaś się nabrać na męskie obietnice, piękne oczy i gesty, które miały jakąś wartość tyko dla Ciebie.
- My się chyba nie znamy – do moich uszu dobiegł głos blondynki. Wyciągnęła rękę w moim kierunku. – Jestem Caroline.
- A ja Kaja – uścisnęłam delikatnie jej dłoń, po czym szybko cofnęłam rękę. Czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że cały świat nabija się ze mnie, że jestem taką naiwną idiotką.
- Kaja, dobrze się czujesz? Blado wyglądasz – Marco uśmiechnął się do mnie, a ja ledwie się powstrzymałam przed daniem mu w twarz. Taki kochany, taki troskliwy. Kto by pomyślał. – Lewy, chyba musisz ją zabrać do domu, przykryć ciepłym kocem i zrobić herbatę, naprawdę kiepsko wygląda.
- Doktorze Reus, może sam to zrobisz? – zażartował Mario dając mu kuksańca w ramię. Caroline spojrzała na Niego wilkiem, ale uśmiech z twarzy Goetze nie schodził. Pocieszny człowiek.
Marco nie skomentował wypowiedzi kolegi. Widocznie chciał żywy wrócić do domu.
- Wiesz, Robert, faktycznie nie czuję się dobrze. Możemy wracać? – spojrzałam z politowaniem na niebieskookiego.
- Jasne. Na razie, chłopaki! Cześć, Caroline – Lewy pożegnał się z Nimi poszliśmy do samochodu.

*

Cały następny dzień miałam zamiar spędzić w domu. Smutna, z czerwonym nosem od płaczu i stertą chusteczek higienicznych – taki widok mógł zastać każdy, kto postanowił wejść do mojego pokoju, a owszem, znaleźli się tacy.
Roberta tym razem odwiedzili Kuba z Łukaszem więc nie musiałam się martwić o znajomość języka. Tę dwójkę miałam okazję już poznać podczas tegorocznego Euro, które było w Polsce.
- Biedna Kaja, nic ten Lewy o Ciebie nie dba – rzekł Kuba, który siedział obok mnie i głaskał po włosach.
- Trzeba Cię postawić na nogi. Lewus, skocz do apteki po jakiś syrop – rozkazał Łukasz.
- Chyba was wszystkich poje… - w tym momencie Lewy urwał, bo zadzwonił do drzwi.
- Spodziewasz się jeszcze kogoś? – zapytałam zdziwiona.
Bobek pokręcił przecząco głową i poszedł otworzyć drzwi. I w jednej sekundzie zamarłam. Czułam, że po raz kolejny dzisiejszego dnia zbiera mi się na płacz. Ale musiałam być twarda.
- Cześć, Kaja. Cześć, chłopaki – Marco podszedł do nas i usiadł na skraju mojego łóżka. Miał ze sobą torebkę, którą mi podał. – Wiem, że to Twojego stanu zdrowa nie przywróci, ale może humor trochę poprawi.
Niepewnie wzięłam torebkę od brązowookiego. W środku była bombonierka i mały pluszowy miś. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. To było takie kochane ze strony Marco. Od samego rana nazywałam go w swojej głowie różnymi epitetami w kilku różnych językach, a On przychodzi do mnie i fakt, był to tylko pluszak, a czekoladki zaraz zjedzą te łasuchy, ale tak czy siak – uśmiech nie znikał mi z twarzy.
- Jeju, Marco – tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Po tym jak nazwałam Go w sklepie beszczelnym, miałam teraz wielką chęć rzucić mu się na szyję, ale pewnie zostałabym później zadźgana nożem przez tą jego dziunię-niunię. – Dziękuję, naprawdę.

*
Resztę dnia spędziłam z chłopakami siedząc w salonie i oglądając jakieś durne niemieckie programy telewizyjne. Czułam się już o wiele lepiej. I kiedy myślałam, że jutrzejszy dzień przyjdzie mi spędzić samotnie – Robert obwieścił, że Ania jutro wraca. Przyda mi się trochę kobiecego towarzystwa, po prawie tygodniu przebywania w męskim gronie.
- Jest taka sprawa, że nie dam rady odebrać jej z lotniska, bo mamy jutro treningi. We wtorek mecz z Ajaxem w Lidze Mistrzów, sama rozumiesz.
Co w skrócie miało oznaczać: Kaja, bierzesz jutro taksówkę i jedziesz odebrać Annę.
________________________________________
Ten rozdział jest dziwny i krótki, ale chciałabym, żeby Marco przyniósł mi pluszaka i czekoladki jak będę chora leżeć w łóżku XD.
No to mamy pierwsze zwycięstwo w Lidze Mistrzów! Ale dużo nerwów było. I ten niestrzelony karny Hummelsa. Ale no. Dzięki, Lewy ! :D
A Jurek w garniturze wyglądał zacnie. XD
Ulatniam się, bo przynudzam. <3

5 komentarzy:

  1. Marco ma teraz szansę do dania mi pluszaka, leżę chora, ale i tak nie przyjdzie. ech. jeeju chciałabym jak najszybciej 6. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. jak już wspomniałam na Twitterze Matsowi nie służy przebywanie z panną Fischer xd.
    No ale nie o tym mowa. Rozdział jest zdecydowanie za krótki! W ramach rekompensaty liczę na szybkie dodanie 6 :D . Oj tak, od takiego Marco to z chęcią bym przyjęła pluszaka, aż czuję, że znowu się rozchoruje dosłownie xd .
    Pozdrawiam ;*
    ps. u mnie również pojawił się nowy rozdział, zapraszam ;) www.last-chance-of-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. uuu pluszak;) miły gest ze strony Marco:),,, widzę że przyjaciółkami to Kaja z Caroline nie zostaną;P rozdział zdecydowanie za krótki:)czekam na kolejny:)
    @meeeetka

    OdpowiedzUsuń
  4. słodkie, że Marco dał Kai pluszaka i bombonierki. no i byle komu się przecież takich podarunków nie daje ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie fajnie znowu przeczytać tą historię. Pamiętam, jak nie poszłam do szkoły jeden dzień, żeby przeczytać ileś tam rozdziałów. Jakie poświęcenie, hahahah :). Czytam dalej @spoko_spoko

    OdpowiedzUsuń