Mecz z Borussią Moenchengladbach lepiej zakończyć się chyba nie mógł. Zwycięstwo 5:0 nad imienniczką po golach Kuby, Ilkaya Gundogana, Nevena Suboticia i dwóch Marco. Lewy ku zaskoczeniu wielu osób dzisiejsze spotkanie spędził na ławce.
Czekałam pod stadionem na zawodników, którzy musieli wziąć prysznic i przebrać się "do cywila", po czym nasza paczka szła na imprezę do Mario by to uczcić.
Pierwszy wyszedł Reus i od razu podszedł do mnie się przywitać.
- Byłeś wspaniały - rzekłam.
- Dziękuję - odpowiedział uśmiechając się lekko.
Blondyn strzelił 2 bramki swojej byłej drużynie, ale nie celebrował ich z szacunku do swoich kolegów z dawnego klubu.
- Ej, to jest część piłki nożnej. Kiedyś grałeś przeciwko BVB, a teraz grasz z nimi - starałam się trochę podnieść go na duchu.
- Wiem, ale i tak nie za fajnie się z tym czuję - wyznał. Podeszłam bliżej i po prostu go przytuliłam.
- Słodziaki! - dobiegł moich uszu głos Mario, który szedł z Lewym, Anną, Hummelsem i Cathy w naszą stronę.
- Oj tam, oj tam - bąknął Marco nieco speszony.
- To co? Idziemy trochę zabalować? - Goetze dał kuksańca Lewemu, który patrzył na mnie stojącą pod rękę z Reusem wzrokiem surowego ojca, dając mi do zrozumienia, że czeka mnie pouczająca gadka z jego strony.
*
Siedzieliśmy u Mario i dobrze się bawiliśmy, gdy nagle poczułam, że w spodniach wibruje mój telefon. Wyszłam na balkon, z którego był świetny widok na miasto.
- Gdzie jesteś?! - to były pierwsze słowa Maćka zaraz po odebraniu.
- U Mario, świętujemy zwycięstwo - zaczęłam tłumaczyć i chcialam coś jeszcze dodać, ale mi przerwano.
- Myślałem, że dzisiejszy wieczór spędzimy razem, lecz widzę, że z nimi ci lepiej - mój luby nie ukrywał swojej złości wręcz przeciwnie.
- Maciek, prawie każdą wolną chwilę spędzamy razem. Ostatnimi czasy więcej sypiam u Ciebie niż u siebie, dlatego nie rozumiem czemu masz pretensje o jeden wieczór z przyjaciółmi - byłam bliska płaczu, ale nie mogłam mu pokazać, jak bardzo jego zachowanie mnie boli.
- A tu nie chodzi czasem o tego całego blondaska, z którym ostatnio spędzasz tak dużo czasu, a mnie odsyłasz z kwitkiem?
- Maciek, mam dość tego, że ciągle mnie o coś posądzasz! - krzyknęłam. - Nie mam zamiaru w taki sposób z tobą rozmawiać.
Rozłączyłam się i miałam ochotę rzucić tym telefonem na sam dół, ale się powstrzymałam. Nie chciałam też w takim stanie iść do nich, bo od razu zaczęli by zadawać mnóstwo pytań i mówić jaki to Maciek jest okropny.
*
(Pisane oczami Marco)
Trzymając w ręku 2 kieliszki zmierzałem w kierunku drzwi balkonowych. Stała tam i płakała. Nic nie bolało mnie bardziej, jak widok łez kogoś na kim mi zależy. A na niej zależało mi aż za bardzo. Odłożyłem naczynia na parapet i podszedłem do niej. Niepewnie objąłem ją w pasie i przyciągnąłem bliżej do siebie, żeby było jej ciepło. Drżała. Odwróciła się do mnie przodem i wtuliła. Moczyła moją bluzę, ale to było w tej chwili nieistotne. Głaskałem jej brązowe włosy i pozwoliłem, żeby dała upust swojej złości i smutku.
- Ciii, maleńka - szepnąłem i pocałowałem ją w czoło. - Nie płacz.
- Ale jego zazdrość mnie rani i po raz kolejny niszczy nas związek - powiedziała ledwo dosłyszalnie. Ściągnąłem bluzę i założyłem na jej ramiona. Była za duża, ale ubrała ją na siebie i ponownie przyłożyła głowę do mojej klatki piersiowej.
- Boi się, że cię straci - rzekłem, sam nie wierząc, że chciałem jakoś usprawiedliwiać tego kretyna. - Też bym się bał.
- Marco - zaczęła odsunęła się ode mnie delikatnie. - Dlaczego go bronisz?
- Sam do końca nie wiem. On zachowuje się jak skończony palant, ale zależy mu na Tobie, tak samo jak mi i po prostu chcę cię jakoś pocieszyć - otarłem delikatnie krople płynące po jej policzku.
- jesteś nie tylko wspaniałym piłkarzem, ale też przyjacielem, Marco.
Szkoda, że tylko przyjacielem.
Odsunęła się ode mnie, ale chwyciłem ją za rękę i patrzyłem w jej niebieskie ślepia.
- Wiesz, te wszystkie gwiazdy na niebie tak pięknie świecą, ale przy Tobie są one niczym ledwo palące się żarówki - gdy to usłyszała była zaskoczona.
- Nikt mi nigdy nie powiedział czegoś takiego - oznajmiła uśmiechając się. - Chociaż teraz raczej nie błyszczę, bo jestem rozmazana.
- Trochę, ale nie szkodzi. I tak jesteś piękna.
Pochyliłem się i pocałowałem ją, a ona nie protestowała. Wiedziałem, że mnie to będzie słono kosztować, jednak pokusa była zbyt wielka. Przy żadnej dziewczynie nie czułem się tak, jak przy niej.
- Nie - usłyszałem nagle. - Wykorzystujesz to, że jestem smutna.
- Kaja, nie mów tak - zwiesiła głowę i nie patrzyła na mnie. - Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważna. Nie radzę sobie z tym, co czuję.
- Myślałam, że tylko ja mam z tym problem - jej twarz nieco się rozpromieniła. Pogłaskała mnie po policzku. - Oh, Marco.
Uwielbiałem jak wypowiadała moje imię. Uwielbialem jej niebieskie oczy, mały nosek, kasztanowe włosy, a także jej ciało, usta, głos, uśmiech. Uwielbiałem ją i nie potrafiłem się z tym kryć, chciałem to wykrzyczeć całemu światu.
Czułem, że ona też musi coś czuć, inaczej nie pozwalała by mi się dotykać i całować. Na przeszkodzie stawała nam jedna osoba.
*
Co on miał w sobie takiego, że nie mogłam przestać o nim myśleć? Oh, Kaja, ty głupia, mała dziewczynko. Lepsze pytanie, która by się mogła oprzeć komuś tak przystojnemu, zabawnemu i uroczemu jak on? No właśnie.
Leżąc na łóżku dopiero zauważyłam, że nawet nie oddałam mu bluzy, która była przesiąknięta jego perfumami. Ten przyjemny dla moich nozdrzy zapach sprawił, że przed oczami znowu miałam jego twarz, jak się uśmiecha, a po kilku sekundach całuje.
Nawet nie wiedząc kiedy zasypiam rozmarzona o 23-letnim piłkarzu Borussii Dortmund i reprezentacji Niemiec.
____________________________________________
Dziwne to i miałam dodać jutro, ale znalazłam czas pomiędzy czytaniem "Pana Wołodyjowskiego" i uczeniem się na WOS.
Nie wiem kiedy 12, bo rozdziały nachodzą mi się z tym, co się dzieje w Bundeslidze i Lidze Mistrzów i wychodzi na to, że następny rozdział powinien być po środowym meczu z ManCity.
Nie wiem kiedy 12, bo rozdziały nachodzą mi się z tym, co się dzieje w Bundeslidze i Lidze Mistrzów i wychodzi na to, że następny rozdział powinien być po środowym meczu z ManCity.