niedziela, 30 września 2012

Rozdział 11.


Mecz z Borussią Moenchengladbach lepiej zakończyć się chyba nie mógł. Zwycięstwo 5:0 nad imienniczką po golach Kuby, Ilkaya Gundogana, Nevena Suboticia i dwóch Marco. Lewy ku zaskoczeniu wielu osób dzisiejsze spotkanie spędził na ławce.
Czekałam pod stadionem na zawodników, którzy musieli wziąć prysznic i przebrać się "do cywila", po czym nasza paczka szła na imprezę do Mario by to uczcić.
Pierwszy wyszedł Reus i od razu podszedł do mnie się przywitać.
- Byłeś wspaniały - rzekłam.
- Dziękuję - odpowiedział uśmiechając się lekko.
Blondyn strzelił 2 bramki swojej byłej drużynie, ale nie celebrował ich z szacunku do swoich kolegów z dawnego klubu.
- Ej, to jest część piłki nożnej. Kiedyś grałeś przeciwko BVB, a teraz grasz z nimi - starałam się trochę podnieść go na duchu.
- Wiem, ale i tak nie za fajnie się z tym czuję - wyznał. Podeszłam bliżej i po prostu go przytuliłam.
- Słodziaki! - dobiegł moich uszu głos Mario, który szedł z Lewym, Anną, Hummelsem i Cathy w naszą stronę.
- Oj tam, oj tam - bąknął Marco nieco speszony.
- To co? Idziemy trochę zabalować? - Goetze dał kuksańca Lewemu, który patrzył na mnie stojącą pod rękę z Reusem wzrokiem surowego ojca, dając mi do zrozumienia, że czeka mnie pouczająca gadka z jego strony.


*

Siedzieliśmy u Mario i dobrze się bawiliśmy, gdy nagle poczułam, że w spodniach wibruje mój telefon. Wyszłam na balkon, z którego był świetny widok na miasto.
- Gdzie jesteś?! - to były pierwsze słowa Maćka zaraz po odebraniu.
- U Mario, świętujemy zwycięstwo - zaczęłam tłumaczyć i chcialam coś jeszcze dodać, ale mi przerwano.
- Myślałem, że dzisiejszy wieczór spędzimy razem, lecz widzę, że z nimi ci lepiej - mój luby nie ukrywał swojej złości wręcz przeciwnie.
- Maciek, prawie każdą wolną chwilę spędzamy razem. Ostatnimi czasy więcej sypiam u Ciebie niż u siebie, dlatego nie rozumiem czemu masz pretensje o jeden wieczór z przyjaciółmi - byłam bliska płaczu, ale nie mogłam mu pokazać, jak bardzo jego zachowanie mnie boli.
- A tu nie chodzi czasem o tego całego blondaska, z którym ostatnio spędzasz tak dużo czasu, a mnie odsyłasz z kwitkiem?
- Maciek, mam dość tego, że ciągle mnie o coś posądzasz! - krzyknęłam. - Nie mam zamiaru w taki sposób z tobą rozmawiać.
Rozłączyłam się i miałam ochotę rzucić tym telefonem na sam dół, ale się powstrzymałam. Nie chciałam też w takim stanie iść do nich, bo od razu zaczęli by zadawać mnóstwo pytań i mówić jaki to Maciek jest okropny.


*
(Pisane oczami Marco)

Trzymając w ręku 2 kieliszki zmierzałem w kierunku drzwi balkonowych. Stała tam i płakała. Nic nie bolało mnie bardziej, jak widok łez kogoś na kim mi zależy. A na niej zależało mi aż za bardzo. Odłożyłem naczynia na parapet i podszedłem do niej. Niepewnie objąłem ją w pasie i przyciągnąłem bliżej do siebie, żeby było jej ciepło. Drżała. Odwróciła się do mnie przodem i wtuliła. Moczyła moją bluzę, ale to było w tej chwili nieistotne. Głaskałem jej brązowe włosy i pozwoliłem, żeby dała upust swojej złości i smutku.
- Ciii, maleńka - szepnąłem i pocałowałem ją w czoło. - Nie płacz.
- Ale jego zazdrość mnie rani i po raz kolejny niszczy nas związek - powiedziała ledwo dosłyszalnie. Ściągnąłem bluzę i założyłem na jej ramiona. Była za duża, ale ubrała ją na siebie i ponownie przyłożyła głowę do mojej klatki piersiowej.
- Boi się, że cię straci - rzekłem, sam nie wierząc, że chciałem jakoś usprawiedliwiać tego kretyna. - Też bym się bał.
- Marco - zaczęła odsunęła się ode mnie delikatnie. - Dlaczego go bronisz?
- Sam do końca nie wiem. On zachowuje się jak skończony palant, ale zależy mu na Tobie, tak samo jak mi i po prostu chcę cię jakoś pocieszyć - otarłem delikatnie krople płynące po jej policzku.
- jesteś nie tylko wspaniałym piłkarzem, ale też przyjacielem, Marco.
Szkoda, że tylko przyjacielem.
Odsunęła się ode mnie, ale chwyciłem ją za rękę i patrzyłem w jej niebieskie ślepia.
- Wiesz, te wszystkie gwiazdy na niebie tak pięknie świecą, ale przy Tobie są one niczym ledwo palące się żarówki - gdy to usłyszała była zaskoczona.
- Nikt mi nigdy nie powiedział czegoś takiego - oznajmiła uśmiechając się. - Chociaż teraz raczej nie błyszczę, bo jestem rozmazana.
- Trochę, ale nie szkodzi. I tak jesteś piękna.
Pochyliłem się i pocałowałem ją, a ona nie protestowała. Wiedziałem, że mnie to będzie słono kosztować, jednak pokusa była zbyt wielka. Przy żadnej dziewczynie nie czułem się tak, jak przy niej.
- Nie - usłyszałem nagle. - Wykorzystujesz to, że jestem smutna.
- Kaja, nie mów tak - zwiesiła głowę i nie patrzyła na mnie. - Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważna. Nie radzę sobie z tym, co czuję.
- Myślałam, że tylko ja mam z tym problem - jej twarz nieco się rozpromieniła. Pogłaskała mnie po policzku. - Oh, Marco.
Uwielbiałem jak wypowiadała moje imię. Uwielbialem jej niebieskie oczy, mały nosek, kasztanowe włosy, a także jej ciało, usta, głos, uśmiech. Uwielbiałem ją i nie potrafiłem się z tym kryć, chciałem to wykrzyczeć całemu światu.
Czułem, że ona też musi coś czuć, inaczej nie pozwalała by mi się dotykać i całować. Na przeszkodzie stawała nam jedna osoba.


*

Co on miał w sobie takiego, że nie mogłam przestać o nim myśleć? Oh, Kaja, ty głupia, mała dziewczynko. Lepsze pytanie, która by się mogła oprzeć komuś tak przystojnemu, zabawnemu i uroczemu jak on? No właśnie.
Leżąc na łóżku dopiero zauważyłam, że nawet nie oddałam mu bluzy, która była przesiąknięta jego perfumami. Ten przyjemny dla moich nozdrzy zapach sprawił, że przed oczami znowu miałam jego twarz, jak się uśmiecha, a po kilku sekundach całuje. 
Nawet nie wiedząc kiedy zasypiam  rozmarzona o 23-letnim piłkarzu Borussii Dortmund i reprezentacji Niemiec.
____________________________________________
Dziwne to i miałam dodać jutro, ale znalazłam czas pomiędzy czytaniem "Pana Wołodyjowskiego" i uczeniem się na WOS.
Nie wiem kiedy 12, bo rozdziały nachodzą mi się z tym, co się dzieje w Bundeslidze i Lidze Mistrzów i wychodzi na to, że następny rozdział powinien być po środowym meczu z ManCity.

piątek, 28 września 2012

Rozdział 10.

Rano zostałam przywitana chłodnym prysznicem przez chłopaków. Lewy, Mats i Mario byli rozbawieni tą całą sytuacją, a ja chciałam się obrazić, ale na nich nie da się gniewać.
- Nienormalni - zaśmiałam się patrząc na moją sięgającą do kolan mokrą koszulę nocną.
- Całe życie z wariatami - Mario wziął wiaderko i pobiegł do mojej hotelowej łazienki. - Robert, brudasku!
I to mówiąc Goetze wylał na niego zawartość.
- Już nie żyjesz! - krzyknął napastnik Borussii.
Mats leżąc na moim łóżku chyba zapomniał o tym, że jest ono mokre i dalej dławił się swoim rechotaniem ze swoich klubowych kolegów.
- Co tu się dzieje? - nagle do pomieszczenie wparował Reus w piżamie. - Mokra impreza beze mnie?
Marco wyjął zza pleców swoją broń i tym razem to Hummelsa spotkało kąpanie. Nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie za sobą do tyłu. Chichocząc dałam się "porwać".
- Mamy zakładniczkę! - zawołał wesoło Mario.
- Uratujemy cię, Kaja! - Mats chwycił swoje wiaderko i razem z Lewym wyruszyli na wojnę
- A kto powiedział, że jej źle z nami?
Spojrzałam na blondyna, który znowu był sobą, a właściwie to miałam takie wrażenie. Z początku miałam go za aroganckiego podrywacza, zaś potem przekonałam się, że jest dobrym kolegą, lecz wydarzenie sprzed kilku dni uświadomiło mi, że chłopak może być też gorącym kochankiem.
Doszłam do wniosku, że tak naprawdę już sama nie wiedziałam, jaki on jest. Większość z piłkarzy znałam kilka tygodni, a z nie wszystkimi miałam bardzo dobry kontakt, ale z żadnym nie miałam takich przejść. Najbardziej z BVB trzymałam się z Lewandowskim, Błaszczykowskim, Piszczkiem, Hummelsem, Goetze oraz ich partnerkami i Reusem.
Co do tego ostatniego sprawa była niejasna. Do tego dochodziło pierwsze spotkanie z jego byłą już dziewczyną - Caroline, która była nastawiona do mnie nieprzyjaźnie od samego początku.
Z letargu wyrwał mnie kolejny kubeł zimnej wody.
- Lewandowski, matka cię nie kocha?!


*

- Mam tego dość! - Ania wkurzona przemaszerowała przez salon. - Radźcie sobie sami!
Marco i ja patrzyliśmy na bezradnego Bobka, który patrzył jak drzwi za jego narzeczoną się zamykają. Robert, który był równie zdenerwowany jak ona poszedł do sypialni, a my zostaliśmy sami.

- To się porobiło - westchnął blondas.
- Chyba tak tego nie zostawimy, prawda? - spojrzałam na niego wymownie.
- Nie powinniśmy się wtrącać, to ich sprawy - upił łyk herbaty i odstawił pusty kubek na stolik.
- Marco, to nasi przyjaciele.
Długo się zastanawiał, ale w końcu uległ i dał się namówić na mój plan.

*

- Mario dzwonił, żebym wpadł. Idziecie ze mną?
- Nie, oglądamy film - oznajmił Reus.
- W takim razie miłego seansu - i po Lewandowskim nie było śladu.
Właśnie dostałam sms-a, że Stachurska siedzi u Błaszczykowskich i emanuje złością, przez co boją się, że zaraz jednym swoim kopnięciem zmiecie wszystko z powierzchni Ziemi.
- Wiesz, nie jestem najlepszą kucharką - powiedziałam otwierając lodówkę.
- Oj, marny żywot twojego przyszłego męża - zażartował, za co oberwał ścierką. - Ej!
- Należało ci się - wystawiłam mu język jak mała, niepokorna 5-latka.
Po wszystkich ostatnich przejściach było już między nami coraz lepiej. Znowu normalnie rozmawialiśmy i spędzaliśmy czas ze sobą. Żadne z nas nie chciało rozmawiać o wydarzeniach z tamtego wieczoru i staraliśmy się po prostu cieszyć swoim towarzystwem.
- Może zrobimy spaghetti? - zaproponował.
Być może mało oryginalne, ale przystanęłam na jego propozycję. Zabraliśmy się do robienia kolacji. Makaron się gotował,  Marco robił sos, a ja siedziałam na blacie kuchennym i przyglądałam się jak kroi pomidory (ogórek kroi pomidory.. xd - to tak od autorki :D).
- Reus kuchcik - zachichotałam.
- A Kaja to leń - odgryzł się.
Zrobiłam obrażoną minę i poszłam nakryć do stołu. Położyłam na nim czysty obrus i postawiłam świecznik. Niespodziewanie usłyszałam wiązankę przekleństw, które dobiegają z kuchni. Zastałam blondyna z krwawiącą ręką. Pokręciłam głową nie dowierzając, że zostawiłam go tylko na chwilę, a ten już zdążył się samo okaleczyć. Pociągnęłam za sobą Reusa w stronę łazienki, gdzie znajdowała się domowa apteczka. Obmyłam mu rękę z krwi i polałam wodą utlenioną, po czym zaczęłam obwijać ją bandażem.
- Au - syknął. - Delikatnie, pani doktor.
- Kaleka - powiedziałam pod nosem.
- Słyszałem to.
- Bo miałeś słyszeć - zaśmiałam się.
Marco w bandażu i z tą zbolałą miną wyglądał jak mały, bezbronny chłopczyk.
Wyszliśmy z łazienki i zdębiałam.
- O, Maciek - podeszłam do chłopaka i pocałowałam go w policzek. - Co ty tu robisz? Umawialiśmy się, że zobaczymy się dopiero wieczorem.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale widzę, że przeszkadzam - to mówiąc posłał brązowookiemu złowrogie spojrzenie.
- Robimy kolację dla Ani i Roberta - zaczęłam się tłumaczyć. - Słuchaj, wszystko ci wyjaśnię jak się spotkamy potem, dobra?
- Okej, niech będzie - przytaknął. Pocałował mnie na pożegnanie w usta, co według mnie nie było okazem uczuć, a chciał po prostu zdenerwować Marco, ale ten nic sobie z tego nie robił. Zielonooki opuścił mieszkanie, ale raczej nie był zbyt zadowolony z tego, co ode mnie usłyszał.



*

Dobiegała godzina 20, Agata napisała, że Anna wyszła od nich 15 minut temu i już nie buchała złością jak kilka godzin temu.
- Mario własnie dzwonił - Reus usiadł obok mnie. - Lewy niedługo będzie.
- Mhm - mruknęłam.
- A ty o której idziesz do Maciusia? - zapytał z przekąsem w głosie.
- O 21 - odpowiedziałam. - Widzę, że Maciek raczej nie zyska waszej sympatii.

- Mojej na pewno nie.
- Dlaczego? - miałam nadzieję, że moja dociekliwość coś zdziała i pociągnę go za język.
- Bo mu zazdroszczę - wyznał, a widząc, że nie bardzo rozumiem o co mu chodzi westchnął. - Jest cholernym szczęściarzem, że ma u boku tak wspaniałą dziewczynę jak ty. Chciałbym być na jego miejscu.

- Oh - zdołałam tylko z siebie wydusić.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałbym spędzać z tobą każdą wolną chwilę - szeptał mi do ucha. ale ja patrzyłam się ślepo w telewizor, udając, że oglądam. Czułam przyjemny zapach jego perfum, które przyprawiłyby o zawrót głowy nie jedną dziewczynę. W tym oczywiście mnie. Odwróciłam głowę w jego stronę i nasze spojrzenia w końcu się spotkały. 
- Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym być na miejscu Maćka.
W tej chwili drzwi się otworzyły i do mieszkania wszedł Lewy. Zobaczył palące się świeczki i nas - siedzących tak blisko siebie, że już bardziej się chyba nie da. Na pewno nie wyglądało to dwuznacznie ani romantycznie i Robert z pewnością nic sobie nie pomyślał.
- Co tu się dzieje? - po chwili drzwi otworzyły się ponownie i Ania również była w szoku. Wstaliśmy z kanapy i uśmiechnęliśmy się do nich.
- Zrobiliśmy dla was kolację. Tak na zgodę - wytłumaczył Niemiec.
- Wow. Nie musieliście - napastnik BVB spojrzał na swoją narzeczoną, która rozchmurzyła się i prezentowała swoje bielutkie zęby.
Poczłapałam do kuchni, a po kilku sekundach wróciłam z talerzami, na których było zrobione przeze mnie i Marco spaghetti.
- Smacznego, kochani - zabrałam swoją kurtkę, torebkę i razem z blondynem wyszliśmy z mieszkania.

*


- Dzięki, że mnie odprowadziłeś.
Staliśmy pod hotelem, w którym mieszkał Maciek i przyszedł czas pożegnania.
- Drobiazg - uśmiechnął się łobuzersko.
- Fajnie było się pobawić w kucharzy - ujęłam jego dłoń. - Boli?
- Trochę - ale pomimo tego grymasu jaki malował się na jego twarzy nie cofnął ręki.
Podeszłam bliżej niego i pocałowałam w policzek.
- Dobranoc - puściłam jego rękę i pobiegłam w stronę hotelowych drzwi.
_____________________________________________________
Tadaaaaam. Jest jaki jest, mam nadzieję, że się spodoba. :D Prawdopodobnie zostawiam Was z tym rozdziałem na cały weekend, bo mam dużo nauki. A jutro mecz więc czekam z niecierpliwością na 18:30. :D
Rozdział z dedykacją dla @Huncapo oraz Reusomaniaczek (które pewnie jako jedyne zrozumieją, o co chodzi z ogórkiem xd). <3

środa, 26 września 2012

Rozdział 9.

Miałam w głowie jeden wielki burdel. Jak wróciłam to od razu poszłam do siebie i się zamknęłam w moich czterech ścianach. Lewy dobijał się do mnie, ale powiedziałam, że jestem zmęczona więc dał mi spokój.
Po chwili usłyszałam jak rozbrzmiewa piosenka Linkin Park, ale nie miałam ochoty odbierać. Komuś jednak zależało, bo ciągle dzwonił. W końcu pofatygowałam się i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Dobry wieczór, Kaja, tu Jurgen - byłam mile zaskoczona jego telefonem. - Jutro jedziesz z nami do Frankfurtu jako fotograf.
- Naprawdę?! Udało się? - chociaż jedna dobra wiadomość tego dnia.

*

Następnego dnia o godzinie 15 wszyscy stawiliśmy się pod Signal Iduna Park.
Na samym tyle oczywiście usiadły "bossy", jak to już określił Goetze, to znaczy - Lewy, ja, Mario, Marco i Mats. Wyjęłam swój ukochany aparat z torby. Kochałam fotografię i wszystko co z nią związane - uwiecznianie ważnych dla mnie chwil, ale także krajobrazy czy nawet zachód słońca. Potem każdą zrobioną fotkę opisywałam: data, krótka informacja na temat miejsca i okoliczności wykonania, a także jakieś wspomnienie z tym związane. Lubię potem wrócić do zdjęć sprzed kilku lat, powspominać, uśmiechnąć się lub uronić łzę, tak jak w tej chwili.
- Kaja, płaczesz? - zapytał Lewy, co nie umknęło uwadze pozostałych.
- Kajka, no co Ty? - Mario siedzący po mojej lewej objął mnie. - Nie płakusiamy, jedziemy po zwycięstwo, mała!
- Pragnę Ci przypomnieć, że jesteś wyższy tylko o kilka centymetrów - wypomniałam mu, ale On nie wzruszony tylko pstryknął mnie w nos.
Położyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy, a po krótkiej chwili zasnęłam.

*

Jurgen już od pierwszych minut był zdenerwowany, w końcu po ostatniej przegranej z Hamburgerem SV trzeba było się spiąć i wygrać. Ja dzisiaj pełniłam rolę nie tylko kibica, ale przede wszystkim musiałam biegać z moim Nikonem.
W 24 minucie BVB dał prowadzenie Łukasz Piszczek, który uradowany wskoczył na Kloppa, a w jego ślady poszli pozostali zawodnicy. Śmiejąc się nacisnęłam spust migawki. i uwieczniłam ten moment. Minęły 4 minuty, a gola na 2:0 zdobył Marco.
Uśmiech na jego twarzy sprawił, że sama miałam ochotę podbiec do Nich i ich przytulić. Zamiast tego zaczęłam robić następne zdjęcia ukazujące ich niepohamowaną radość.
Reus w tej chwili tak bardzo różnił się od tego, z którym miałam do czynienia poprzedniego wieczoru. Teraz - zadowolony z siebie i strzelenia bramki. Banan mu z mordki nie schodzi, a dobę temu - przybity, zraniony, odwrócony do mnie plecami.

*

Przebieg drugiej połowy był emocjonujący i do końca trzymał w napięciu. Wydawać by się mogło, że BVB wygraną już mieli w kieszeni, a tu zaskoczenie, że minęło 6 minut, i z 2:0 zrobiło się 2:2. Później Mario strzelił gola na 3:2, ale gospodarze odpowiedzieli i skończyło się 3:3.
Jeden punkt nie dawał zbyt wiele powodów do radości. Do tego nigdy nie widziałam na żywo tak wściekłego Kloppa jak dziś, a po meczu tak się śpieszył, że kazał nam siadać byle gdzie i w efekcie wylądowałam obok Marco, który nie obdarzył mnie dzisiaj ani jednym spojrzeniem ani nie raczył powiedzieć mi "cześć", ale nawet mu się nie dziwiłam.
- Jak noga? - przerwałam w końcu panującą ciszę między nami. Reusy zszedł po pierwszej części spotkania kulejąc i w drugiej połowie zastąpił go Mario.
- Przecież cię to nie obchodzi - fuknął.
- Marco, naprawdę mi przykro - przeniósł wzrok z widoków za szybą na mnie. - Źle oceniłeś to wszystko. Może to wczoraj coś dla mnie znaczyło, pomyślałeś o tym, zapytałeś mnie o to? Z góry założyłeś, że popchnęłam cię do tego, żeby potem zwiać do Maćka i z nim się obściskiwać. 
Przygryzł wargę i już miał coś powiedzieć, ale autokar zatrzymał się pod hotelem, w którym mieliśmy spędzić dzisiejszą noc.

*

Siedziałam w pokoju i przeglądałam zdjęcia z dzisiaj uśmiechając się szeroko. Nagle usłyszałam pukanie. 
- Proszę! - krzyknęłam nie odrywając się ani na chwilę od wykonywanej przeze mnie czynności.
- Masz tam jakiejś fajne zdjęcia? - zapytał Goetze. 
- O, cześć Mario - odłożyłam sprzęt na bok i pocałowałam go w policzek. - Gratulowałam już Łukaszowi więc Tobie też muszę. Świetna bramka.
- Szkoda, że nie zapewniła nam zwycięstwa - odpowiedział smutno siadając na przeciwko mnie.
- Sezon dopiero się zaczął. Przed wami do tego kolejny mecz w Lidze Mistrzów i jeszcze Puchar Niemiec. Macie silną ekipę, dacie sobie radę - powiedziałam uśmiechając się. 
- Cieszę się, że to mówisz - wziął aparat i zaczął przeglądać zdjęcia. - Kaja, rozmawiałaś dzisiaj z Marco?
- Uhm, tak - bąknęłam. - Ale nie była to miła rozmowa.
- Tak myślałem. Wiesz, odkąd rozstali się z Caroline jest bardzo cichy - wyznał. I po raz kolejny moja głupota dała o sobie znać. Kompletnie zapomniałam o dziewczynie Reusa, która nie była ani na imprezie ani na żadnym z ostatnich meczów, na co jakoś nie zwróciłam uwagi, bo tyle się działo. A po tym co stało się wczoraj musiał czuć się jeszcze gorzej i miałam ochotę się rozpłakać.
- Boże, Mario, jestem idiotką - i przez łzy zaczęłam opowiadać mu wydarzenia wczorajszego wieczoru. Chłopak był jego przyjacielem i to bardzo dobrym. W połowie mojej opowieści usiadł obok mnie i mocno do siebie przytulił, żeby zapobiec łzom. - Najgorsze jest to, że ja tak naprawdę już sama nie wiem, co czuję, wiesz? Widzę go i czuję się jak gimnazjalistka zakochana w koledze z klasy. Głupieję. Maćka znam już trochę i wiem, że go kocham, ale Marco...
- Cii - położył mi palec na ustach. - Nic już nie mów. Pogubiłaś się w tym wszystkim. Jesteś rozdarta, ale musisz to wszystko przemyśleć. Znam Reusa długo i wiem, że On też musi coś do Ciebie czuć, skoro się z tobą całował, ale też jest przybity, bo z Caroline byli długo.
- Czuję się z tym wszystkim okropnie, nie chciałam go zranić, nie miałam pojęcia o tym, że zerwali - schowałam twarz w dłoniach.
- Mała, proszę cię, nie płacz - pocałował mnie w czoło. - Najlepiej będzie, jak pójdziesz spać, a potem na spokojnie to wszystko sobie przemyślisz. 
- Masz rację - przyznałam. - Dziękuję. Jesteś wspaniały.
Mario przytulił mnie raz jeszcze, po czym ulotnił się z mojego pokoju. Wzięłam prysznic i położyłam się, ale długo nie mogłam zasnąć. Po raz kolejny dzisiaj chwyciłam moją lustrzankę i zaczęłam oglądać zdjęcia z meczu, a najdłużej zatrzymywałam się przy tych z roześmianym chłopakiem z numerem 11.
_______________________________________
Wiem, że musieliście trochę poczekać, jestem złym człowiekiem, ale no. Przepraszam. Znowu trochę namieszałam i namieszam jeszcze bardziej :D. Dziękuję za tyle ciepłych słów, nie tylko w komentarzach, ale też na twitterze - miło mieć świadomość, że ktoś to czyta i się Wam to podoba. Lejecie mi miodek na serce. 
Szkoda, że wczoraj nie udało się wygrać. Ale wszystko to co chciałam powiedzieć, "powiedziała" Kaja w dialogu z Mario :3.

poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział 8.

Teoretycznie wszystko było dobrze, ale w praktyce wyglądało to inaczej. Miałam wspaniałego chłopaka i genialnych przyjaciół, którzy nie znosili mojego lubego. Kolejnym problemem było to, że wciąż byłam bezrobotna, a wisienką na torcie tych wszystkich moich kłopotów był Marco, który jest w stosunku do mnie chłodny i zdystansowany.
Pomimo tego, że była jesień to termometr wskazywał 20 stopni, słońce świeciło na niebie, a ja siedziałam sobie na boisku, gdzie trenowali chłopaki z BVB. Miałam taki przywilej, bo po jednym z meczów Borussi poznałam Jurgena, trenera żółto-czarnych, który nie miał nic przeciwko mojej obecności więc w poniedziałkowe popołudnie usadziłam swój tyłek na jednym z krzesełek.
W pewnym momencie Klopp usiadł koło mnie wyraźnie zmęczony krzyczeniem na chłopaków.
- Co tam u Ciebie, Kaja? - zagaił wciąż obserwując biegających.
- W porządku - odpowiedziałam bez przekonania.
- Coś się stało? - spojrzał na mnie i przypomniało mi się, co mówili mi kiedyś Mario i Lewy o Nim. "Potrafi być jak ojciec - doradzi i pomoże, a kiedy trzeba to ochrzani".
- Nie mogę znaleźć pracy - wyznałam. - Ciągle jestem na utrzymaniu Anny i Roberta. Oni machają na to ręką, ale mi to nie pasuje. Przyjechałam tutaj w końcu, żeby być samodzielna i niezależna.
- A ukończyłaś jakieś studia? - Jurgen zajęty rozmową ze mną nie zauważył jak Mario, Marco i Lewy postanowili odpocząć od piłki nożnej i pobawić się w zapasy. Zaśmiałam się, a trener spojrzał na nich i pokręcił głową. - Przedszkole jest po drugiej stronie ulicy!
- Dzięki, na pewno skorzystam! - odkrzyknął Mario łaskotany przez Lewego. Wyglądało to niemal jak gwałt tylko, że Goetze musiał się śmiać.
- A wracając do tematu to skończyłam studia fotograficzne.
- Hmm - mruknął Klopp. - Co byś powiedziała w takim razie na posadę fotografa wyjazdowego Borussi?
- Mówi pan poważnie?! - nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
- Nasi fotografowie wyjazdowi za dobrych zdjęć nie robią więc... mógłbym szepnąć słówko komu trzeba.
- Jeju, byłabym panu wdzięczna do końca życia! - krzyknęłam uradowana.
- Proszę cię, nie tylko nie pan, bo czuję się staro - zaśmiał się.

*

Zmęczony wszedł do pustego mieszkania. Torbę rzucił w kąt, a kluczyki położył na stoliku. Ściągnął koszulkę i rzucił ją na podłogę. Zapalił światło w łazience i już miał odkręcać kurek z ciepłą wodą, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

*

- Uhm, chyba przyszłam nie w porę - powiedziałam, kiedy drzwi otworzył mi Reus w samych jeansach.
- Nie przejmuj się, wchodź - otworzył szerzej drzwi. Niepewnie przekroczyłam próg. - Siadaj, a ja za chwilę przyjdę.
Czułam się dziwnie, bo byłam tutaj pierwszy raz. Lewy mnie tutaj przywiózł i dokładnie objaśnił, jak mam potem stąd wrócić. Wciąż trochę gubiłam się w Dortmundzie.
Siedząc na sofie w salonie czekałam na Marco, który po kilku sekundach się zjawił. Jego nagi tors mnie rozpraszał i nie pozwał się skupić, a On zaś był w ogóle nieskrępowany.
- Chciałam z Tobą porozmawiać. - odezwałam się w końcu. - Jesteś na mnie zły?
- Nie. Czemu pytasz? - blondyn przysunął się do mnie, co przyprawiło mnie o szybsze bicie serca.
- Bo na treningu nawet się ze mną nie przywitałeś.
- Przepraszam - utkwił swoje spojrzenie w moich niebieskich tęczówkach.
- Nie szkodzi - odparłam.
- Naprawdę mi przykro. Zachowuję się ostatnio jak kretyn - zaczął się tłumaczyć. 

- Daj spokój - zaśmiałam się. - Pójdę już.
Wstałam i ruszyłam ku wyjściu.
- Ej - chwycił mnie za ramię. Odwróciłam się w jego stronę. Przybliżył się do mnie i dzieliło nas tylko kilka centymetrów, później były to już tylko milimetry.
- Zrób to - szepnęłam.
Pochylił się nade mną i pocałował, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Z czułego całusa zrobił się nam namiętny pocałunek, którego żadne z nas nie chciało przerywać. Reus objął mnie w pasie, a ja jedną dłoń położyłam na jego umięśnionej i odsłoniętej klatce piersiowej, a drugą wędrowałam po jego nagich plecach. Wplótł palce w moje włosy i przycisnął mocniej do siebie. Przez moje ciało przeszła fala ciepła.
Przerwaliśmy pocałunek i spojrzeliśmy na siebie wciąż się obejmując. Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało. Marco zaczął głaskać mnie po policzku, a ja patrzyłam w jego czekoladowe oczy i chociaż wiedziałam, że to jest złe to tym razem ja go pocałowałam, a On nawet nie protestował.
Odkąd tylko się poznaliśmy coś iskrzyło, ale żadne z nas nie chciało przyjąć tego do wiadomości.
Oderwaliśmy się od siebie. On opierał swoje czoło o moje. Przyspieszone oddechy. Serca, które z nadmiaru emocji wystrzelą w powietrze.
- Kaja... - zaczął, ale jego głos się załamał. - Nie powinniśmy...
- Wiem - przerwałam mu.
- Przecież ty masz chłopaka! - przejęty wziął mnie za rękę, ale nie patrzył już na mnie. Był zły na siebie.
- Marco...
- Nic nie mów. Wiem, że zaraz powiesz, że tak naprawdę On jest dla Ciebie ważniejszy, że teraz dałaś się tylko ponieść emocjom - w pokoju panowała ciemność i ledwo Go widziałam. Usiadł na sofie.
- Marco, to nie tak... - starałam się cały czas to wszystko wyjaśnić. Ale co tu wyjaśniać? Stało się i już, a ja nieświadoma nawet jakim zadałam mu ból. - Przepraszam.
Chwyciłam za torebkę i wybiegłam.
______________________________________________
Boże, napisałam ten rozdział na spontanie na fizyce. Kompletnie nie tak miał wyglądać, nie tak było w mojej rozpisce i nawet końcówkę ostatecznie zmieniłam, ale no dobra. xd
Z dedykacją dla Justyny, Ady, Anity i Weroniki. <3 

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 7.


Stałam jak osłupiała wpatrując się w Maćka. Spojrzałam na Anię, Agatę, Ewę, Kubę, Piszcza i Lewego - w końcu Oni też Go znali i również byli w szoku.
Pełna obaw podeszłam do Niego, wyszłam na korytarz i zamknęłam drzwi za sobą, żeby pozbyć się ciekawskich spojrzeń. Stojąc naprzeciw Maćka nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Gdzieś w środku poczułam radość, że stoi tutaj i patrzy na mnie swoimi zielonymi oczami. 
- Nic nie powiesz? - powiedział przerywając panującą ciszę.
- Bo nawet nie wiem, co powiedzieć - odpowiedziałam. Zwiesiłam głowę. Zrobił krok w moją stronę i pocałował mnie w czoło. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Chciałaś być w Dortmundzie razem ze mną. Więc jestem.


*

- Co on tutaj robi?! - to pytanie zadawał sobie każdy, ale padło dopiero z ust Łukasza. - Niewystarczająco ją zranił?
- Kto to jest? - dziewczyna Hummelsa - Cathy patrzyła na zgromadzonych nic nie rozumiejąc.
- Maciej to chłopak Kai - wyjaśniła Agata.
- Chłopak?! - Reus nie ukrywał swojego zdziwienia.
- Były - dodała Ewa. - To też kuzyn Łukasza.
- Niestety - Piszczek chrząknął i spojrzał na Lewandowskiego, który wbił wzrok w podłogę.
- Maciek zdradził Kaję, bo myślał, że Ona zdradza Go ze mną - wyjawił. - Mieliśmy z Anią... Problemy. On źle pokojarzył fakty i skończyło się, jak skończyło.
- To dlatego Kaja przyjechała tutaj? - zapytała Kathrin, dziewczyna Mario.
Lewy tylko pokiwał głową.


*

- Maciek, nie spodziewałabym się, że naprawdę jesteś gotowy rzucić wszystko dla mnie - odsunęłam się kawałek od Niego.
- Ty przeze mnie zostawiłaś Warszawę. Chciałem Ci udowodnić, że nadal dużo dla mnie znaczysz - chłopak uśmiechał się, ale ja sama nie wiedziałam, co mu powiedzieć.
- Słuchaj... - zaczęłam, bo przerwałam, gdy usłyszałam jak z mieszkania dobiega krzyk Anny "Robert, stukłeś kieliszek!" i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Widziałem, że masz nowych przyjaciół - Maciek był widocznie tym poruszony. Spodziewał się chyba, że zasta mnie zrozpaczoną i zapłakaną.
- Ale nie zapominam o starych.
- Wiem. Rozmawiałem z Sarą i Alką. Od jednej z nich mam adres.
Nie musiał mówić nawet która z Nich to zrobiła, bo oczywiste było, że to Ala. Za dobrze Ją znałam, była straszną paplą.

- Słuchaj, spotkajmy się jutro - wypaliłam nagle. - Nie jestem zdolna prowadzenia żadnej rozmowy dzisiaj.
- Dobrze. Mieszkam w hotelu Holiday Inn Express Dortmund - pocałował mnie w policzek. - Dobranoc.


*

Gdy wróciłam do mieszkania wszystkie spojrzenia od razu padły na mnie, ale ja wolałam od wszelkich pytań i uciekłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach.
- Idź stąd, Lewy - warknęłam.
- To nie Lewy - momentalnie podniosłam głowę, gdy usłyszałam głos Piszczka. - Mogę?
- Jasne - odparłam. Chłopak objął mnie ramieniem pozwalając się w nie wypłakać.
- Co On tutaj robi? - spodziewałam się tego pytania. Pociągnęłam nosem, żeby stłumić wzbierający się we mnie szloch.
- Napisałam do Niego parę dni temu - wyznałam. - Przyjechał do mnie.
- Nie płacz, proszę. Wiem, że to trudne dla Ciebie spotkać się z Nim ponownie, zwłaszcza po tym, co Ci zrobił. Ale teraz masz okazję z Nim o tym porozmawiać - Łukasz pogłaskał mnie po włosach. - Maciek to mój kuzyn, ale za to straszny dupek.
- Co nie zmienia faktu, że nadal Go kocham.


*

"Nadal Go kocham". To zdanie powtarzał w głowie kolejny raz. Nie mógł znieść tego, że Kaja płakała przez jakiegoś palanta, a On nic nie mógł z tym zrobić. Ileż bólu musiał jej zadać.
Wszedł do mieszkania. Zauważył, że w sypialni pali się światło, ale pierw poszedł pod prysznic. Strumień ciepłej wody ocucił Go trochę, w końcu nieźle dzisiaj poszalali i wypili.
- Nie śpisz jeszcze? - wszedł do sypialni, gdzie leżała Caroline.
- Czekam na Ciebie - podniosła się na łokciach i przyjrzała blondynowi.
- Nie musiałaś - położył się obok niej i ziewnął. - Szkoda, że nie poszłaś ze mną, było świetnie.
- Nie miałam ochoty patrzeć na niektóre osoby - prychnęła.
- Kogo masz na myśli? - zaczął uważnie przyglądać się swojej dziewczynie.
- Naprawdę jesteś taki ślepy czy tylko dobrze udajesz? - dziewczyna byla zła. - Chodzi mi o Kaję!
- Ale co Ona takiego Ci zrobiła?
- Chce mi Cię odebrać - po policzkach Caroline zaczęły płynąć łzy. - Przyznaj się. Ja Ci się już znudziłam.
- Nieprawda - zaprzeczył Reus.
- Widziałam jak na Nią patrzysz. Może jestem blondynką, ale nie jestem głupia - otarła łzy, ale ciągle płakała. W końcu powiedziała to, co ukrywała w sobie tak długo.
- Caro, nie mów tak. Nie ma dla mnie nikogo ważniejszego od Ciebie, uwierz mi - zapewniał ją Marco.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że tak - ale wcale nie był pewny swoch słów.


*

Następnego dnia wstałam z ogromnym bólem głowy. Z trudem zwlokłam się z łóżka, ale wiedziałam, że niestety muszę to zrobić, bo w końcu byłam umówiona na dzisiaj z Maćkiem. Poczłapałam do łazienki i wskoczyłam pod prysznic. Denerwowałam się tym spotkaniem, jak żadnym innym. On naprawdę tutaj przyjechał, ale wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Chciałam tego, ale zaczęłam mieć wątpliwości, czy to aby nie za dużo. Wyszłam spod prysznica i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie byłam już tą samą Kają, co przed wylotem z Warszawy, a mimo to jedna rzecz się nie zmieniła - moje uczucia do Maćka. I nie wiedziałam, czy to dobrze czy źle.


*

Siedzieliśmy w kawiarni i chyba nigdy nie było tak niezręcznie. Zawsze czuliśmy sią swobodnie w swoim towarzystwie, śmialiśmy się, rozmawialiśmy. Nie byliśmy tylko dobrą parą, ale też najlepszymi przyjaciółmi.
Poznaliśmy się dzięki Łukaszowi podczas Euro. Razem z Agatą i Ewą chodziliśmy na mecze, dopingowaliśmy chłopaków aż do ostatniej minuty meczu z Czechami. Pomimo ich odpadnięcia kontakt nam się nie urwał, wręcz przeciwnie - staliśmy się nierozłączni. Tegorczne lato spędziliśmy razem. Było nam ze sobą cudownie, dopełnialiśmy się nazwzajem. Był tylko jeden problem, a mianowicie Maciek był bardzo zazdrosny, zwłaszcza o Lewego. Była rozmowa, kiedy niechcący wymsknęło mi się, że Robert i Ania mają trudny czas w związku. Niedługo potem widziałam się z Robertem, kiedy był w Warszawie z okazji sparingowego meczu Borussi z Legią. Poszłam sama, ale później się okazało, że Maciek też tam był i widział jak po meczu przytulam się z Lewandowskim. Dla Niego oznaczało to zdradę. Przespał się ze swoją byłą, ale nie byłam tego świadoma. Dopiero na tydzień przed odlotem do Niemiec dowiedziałam się tego od jego eks - Magdy.
- Więc jak Ci się tutaj podoba? - z letargu wyrwało mnie pytanie Maćka.
- Dortmund jest piękny, chociaż tęsknię czasami za Warszawą - odpowiedziałam, ale nie spojrzałam na Niego. Byłam zbyt zajęta mieszaniem kawy. Fascynujące zajęcie.
- Za mną też? - z wrażenia upuściłam łyżeczkę na stół brudząc przy tym obrus. Wściekłe spojrzenie kelnera mówiło wszystko. - Ahm, rozumiem.
- Nie, nie, przepraszam. Po prostu zaskoczyłeś mnie tym pytaniem, jak i swoim przyjazdem - upiłam trochę kawy, by zatuszować swoje zdenerwowanie.
- Sama napisałaś, że wolałabyś być tu ze mną - wbił swoje zielone ślepia we mnie i położył dłoń na mojej. Nie cofnęłam ręki, ani też nie podniosłam głowy. - Mylę się?
- Nie - zaprzeczyłam. - Po prostu nie sądziłam, że weźmiesz to do siebie tak dosłownie.
- To źle, że przyjechałem?
- Tak... Znaczy nie! - sama już się pogubiłam. - Nie wiem. Zaskoczyłeś mnie.
- Kaja. Chciałem Ci udowodnić, że znaczysz dla mnie wszystko. To z Magdą to był wybryk niedojrzałego i zazdrosnego dzieciaka, który po prostu nie myślał racjonalnie - zaczął się tłumaczyć. - Zawsze byłaś bardzo blisko Roberta i odnosiłem czasem wrażenie, że wolałabyś być z Nim niż ze mną, gdyby zaistniała taka możliwość. A jak mi oznajmiłaś, że im się nie układa z Anną i te wasze pomeczowe przytulanki... Kocham Cię i nie potrafię tego zmienić.
- Oh, Maciek - po tym szczerym wyznaniu nie miałam bladego pojęcia, jak mogłam mieć jakieś ale, co do jego przyjazdu. - Mi też nadal na Tobie zależy. A skoro to z Magdą nic nie znaczyło...
- Absolutnie nic! Odkąd Łukasz mi Cię przedstawił wciąż jesteś w mojej głowie i w moim sercu.


*

Wokół panowała ciemność, wysoko na niebie świecił księżyc, a On przybity wracał do domu. W głowie mu się to wszystko nie mieściło. Wczoraj zapewniał Caroline o swoich uczuciach, a pomimo tego z Nim zerwała. Faktem było, że ich związek nie był taki jak na początku, nie było już tej chemii i namiętności, a jego myśli skupiały się ostatnio tylko na brązowowłosej Polce, ale łzy cieknące po jej policzkach i słowa, które padły z jej ust Go zabolały. Spakowała swoje rzeczy i wyjechała zostawiając Marco.
Przechodził koło bloku Lewego i przyszła mu do głowy myśl, żeby do Niego zajrzeć i odbyć z Nim męską rozmowę, ale wycofał się z tego pomysłu, gdy zobaczył coś, co sprawiło, że ten dzień był 100 razy gorszy niż przed minutą.
Kaja w ramionach tego całego Macieja, który zaszczycił swoją obecnością na wczorajszej imprezie. Obejmował ją i szeptał coś do ucha, a Ona się zaśmiała. Po chwili zbliżyli się do siebie i czule pocałowali.
Nigdy nie był bardziej nieszczęśliwy niż w tej chwili.
_______________________________________________
Dobra, znalazłam chwilę i macie siódemkę. :D Nie wiem, kiedy 8, bo nie wiem kiedy znajdę czas, żeby napisać, ale zrobiłam sobie rozpiskę i mam w planie, że będzie jeszcze 18 rozdziałów.  Ale namieszałam z tym Maciusiem. XD
Smuteczek, bo Borussia wczoraj przegrała z HSV. Kij, żółto-czarni i tak są fuckin the best. :D
Nie przynudzam. Heja, heja. :D

piątek, 21 września 2012

Rozdział 6.

Siedząc w taksówce w drodze na lotnisko miałam trochę czasu na przemyślenia. Byłam w Dortmundzie zaledwie kilka dni, a moje zycie wywróciło się o 180 stopni. Nowi ludzie, nowe miejsce. Czysta karta. Starałam się nie wracać myślami do wydarzeń w Warszawie, ale to było dla mnie zbyt trudne. Pomimo tego, co się stało tęskniłam za Nim. Zadał mi ból. Zranił i okłamał. Kiedyś widziałam w Nim chłopaka moich marzeń, kogoś z kim mogłabym spędzić resztę życia i założyć rodzinę, ale jedna rzecz potrafiła zniszczyć wszystko. A właściwie to jedna osoba to spowodowała. 
W głowie przewijały się same złe, ale jednak zdarzały się też dobre momenty, przez które wciąż nie mogę o Nim zapomnieć. Wciąż w głębi serca darzyłam Go uczuciem. Mała, naiwna Kaja.
Taksówka się zatrzymała. Zapłaciłam za taryfę i wysiadłam. Kroczyłam ku drzwiom i kiedy miałam przekroczyć próg zaczęły dobiegać mnie dziwne wątpliwości i obawy.
Co jeżeli będę musiała opuścić Dortmund i wrócić do Warszawy?
Byłam tutaj krótko, ale nie wyobrażałam sobie, że przyjdzie mi wrócić do Polski i zderzyć się z przeszłością. Zobaczyć Go, jego szmaragdowe oczy i dołeczki w policzkach.
Z zamyślenia wyrwałam się dopiero, gdy ktoś na mnie wpadł. Pośpiesznie przeprosiłam i poszłam poszukać Ani.

*

- Jakie to mieszkanie jest czyste! – zszokowana Anna usiadła na sofie i zaczęła się rozglądać. – Zgaduję, że Robert nie miał w tym swojego udziału.
- Zdziwiłabyś się – zachichotałam. – Dzisiaj rano przed treningiem w ramach rozgrzewki biegał z odkurzaczem.
- Ahh, bo Robert jest na treningu – westchnęła. Ciemnowłosa posmutniała.
- Pewnie trudno jest być z piłkarzem, prawda? – spojrzała na mnie i jej twarz się rozpromieniła.
- Może czasami, ale sama jestem sportowcem i często wyjeżdżam. Po prostu niekiedy mam już dość tego naszego ciągłego mijania się – wyznała. – Ale te rozłąki tylko uświadamiają mi, że kocham Roberta i jest dla mnie najważniejszy.


Bardzo wzięłam do siebie słowa Ani, która siedzi teraz z Lewym w salonie. Chcą się nacieszyć sobą i swoją obecnością. Miło się patrzyło na ich szczęście, ale w towarzystwie zakochanej pary człowiekowi zaczyna doskwierać samotność.
Leżałam na łóżku z laptopem i włączyłam Skype’a z nadzieją, że będzie dostępny. Rozczarowana zauważyłam, że Go nie ma, ale przełamałam się i zaczęłam pisać do Niego wiadomość. Chciałam, żeby ją zobaczył i odpisał, żeby pokazał, że jednak słowa, które powiedział przy pożegnaniu nie były rzucone na wiatr.
Przeczytałam to, co napisałam i z bijącym sercem wcisnęłam enter.

Pewnie nie spodziewałeś się tego, że do Ciebie napiszę. Te parę dni w Niemczech uświadomiły mi, że czegoś mi tutaj brakuje, a raczej kogoś. Tą osobą jesteś Ty. Zrozumiem, jeśli zignorujesz moją wiadomość. W Dortmundzie jest świetnie, ale wolałabym być tutaj z Tobą.
Tęsknię.
Kaja.

*

Minęły 3 dni i nadal nic. Potwierdziło się tylko to, jaka jestem głupiutka. Lewy chodził na treningi, w końcu nie mógł spocząć na laurach po strzelonej bramce w sobotnim meczu z Bayerem i wtorkowym meczu z Ajaxem. Na szczęście miałam Anię więc się nie nudziłam. Chodziłyśmy po sklepach, oprowadzała mnie po Dortmundzie, dużo rozmawiałyśmy. Widywałyśmy się też z Agatą – żoną Kuby Błaszczykowskiego oraz Ewą – żoną Łukasza Piszczka. Za to odkąd kiedy po dziwnym załamianiu faktem, że Reus ma dziewczynę nie widziałam Go ani też nie odwiedził Lewego.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy w salonie i Bobek obwieścił nam, że zamierza zrobić imprezę. Chyba nie muszę mówić, że nie byłyśmy z Anią zachwycone. Ale „wujek Jurek” dał im jeden dzień wytchnienia na regenerację. Dla Bobka regeneracja równała się impreza.
Po długich przekonywaniach zgodziłyśmy się. Nie miało być jakoś „grubo”. Ogólnie patrząc na listę gości miało być 6 par i jedna singielka, czyli ja. Nie byliśmy pewni, czy Kuba z Agatą oraz Łukasz z Ewą przyjdą, w końcu jak się ma małe dzieci to trudno jest się wyrwać z domu, ale ostatecznie na ten jeden wieczór szaleństwa dali się namówić. W końcu potem znowu ciągle tylko praca nad formą, następne mecze i kompletny brak czasu na jakiekolwiek przyjemności. Pomijając już rozgrywki klubowe i Ligę Mistrzów dochodziły do tego wyjazdy na zgrupowania – Polski i Niemiec. W końcu czwartkowy wieczór upłynął nam na przygotowaniach. Przeglądałam szafę i nie wiedziałam, co założyć. Nie miałam się dla kogo stroić, ale gdzieś w środku chciałam, żeby tej Caroline szczęka opadła, a Reusowi tym bardziej. Kaja, ty masz jakieś wahania. Jak nie myślisz o jednym mężczyźnie to o drugim.
Ostatecznie doszłam do wniosku, że ubiorę czarną sukienkę przed kolano, która podkreślała, moje szczupłe nogi, a także odsłaniała dekolt. Swoje kasztanowe włosy zostawiłam rozpuszczone i pozwoliłam im opadać na ramiona. W trakcie przeglądania usłyszałam krzyk Ani więc czym prędzej pobiegłam do jej sypialni.
- Lewandowski, czy ty za przeproszeniem ochujałeś?! – wrzasnęłam. Ubrał jakieś niebieskie pantalony dziadka i pomarańczową marynarkę. – Nie no, co jak co, ale stylówę to ty masz zacną.
Ania siedziała na łóżku i zwijała się ze śmiechu, mi zresztą mi też coraz trudniej było się powstrzymać i wybuchłam. Po dziesięciu minutach rechotania Robert powiedział, że to było „dla jaj” i poszedł się przebrać w coś normalnego.

*

Po godzinie 20 zaczęli się chodzić pierwsi goście – Mario z Kathrin, później Mats z Cathy. DJ Lewy zapuścił muzykę i powoli nasz „melanż” się rozkręcał. Po jakimś czasie dołączyli do nas Kuba z Agatą, a także Łukasz z Ewą. Ale Reusa i jego blondyny nie było. Starałam się tym nie przejmować i dobrze bawić. Chłopaki zaczęli gadać o ostatnim meczu, ale szybko zmieniłam temat, bo wiedziałam, że Hummels posmutniał. Był nadal zły na siebie, że nie strzelił jedenastki.
Nagle zadzwonił dzwonek. Lewus wstał i poszedł otworzyć.
Marco. Sam.
Przełknęłam ślinę i poczułam, że dłonie mi się pocą. Szybsze bicie serca. Jak ja dawno nie czułam tego uczucia. Brązowooki spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się tak uroczo, jak tylko On na świecie umie.
Ulotniłam się pośpiesznie do łazienki. Nie widziałam Go raptem cztery dni, a wydawało mi się, jakby to była wieczność. Boże, Kaja, chyba Ci mama nie powiedziała, że Cię przy porodzie upuścili, a teraz takie są tego skutki, że zaczynasz szaleć, dla jakiegoś niemieckiego piłkarza, którego nazwałaś beszczelnym i pokłóciłaś się z Nim w markecie typu polskiej Biedronki, a teraz jarasz się Nim jak helikopter w ogniu, a znasz go zaledwie 1,5 tygodnia. Tak normalny człowiek się nie zachowuje.
W końcu wyszłam z łazienki i wróciłam do gości.
- Co wy na to, żeby posłuchać polskiego disco-polo?! – Kuba zaczął przeszukiwać laptopa, który był podłączony do dwóch dużych głośników. Widać, że trochę mnie ominęło, bo w ciągu kilku minut Błaszczykowski był trochę wstawiony. – Trzeba w końcu w Mario, Marco i Matsie zaszczepić trochę polskiej muzyki.
Wszyscy rozbawieni patrzeli na niebieskookiego, który przeszukiwał YouTube’a. W rzeczywistości przecież Kuba słuchał rapu, Lewy zresztą tak samo. Ale jak się bawić to się bawić.
- A co powiecie na karaoke? – zaproponował Marco. Jego pomysł został przyjęty z radością.
- Reusy, idziesz na pierwszy ogień. Łatwo nie będzie, bo nie znasz języka polskiego – Kuba śmiejąc się usiadł koło Agaty.
Marco trochę się ociągał, ale w końcu wśród burzy braw, krzyków i oklasków dał się przekonać i postanowił się zmierzyć z naszym ojczystym językiem, który do łatwych nie należał.
- Ja uwielbio jo, Ona tu jest i tany dla mnie – wył, to znaczy śpiewał Marco do pseudo-mikrofonu, którym był pilot od telewizora. – Bo dobrze wi, że porwe jo i w sercu schowom na dnie !
Miałam nadzieję, że sąsiedzi zaraz nie wpadną z karabinem maszynowym nas rozstrzelać.
- Prosimy o oklaski dla Marco! – zakrzyknął DJ Lewy. Następny nawalony. Marco śmiejąc się usiadł obok mnie.
- Nie przejmuj się, jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak słodko kaleczył nasz język – starałam się jakoś pocieszyć Reusa, który oblał się rumieńcem. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Po tym jak Kuba z Łukaszem wykonali „Jesteś szalona”, a Mats z Mario podjęli walkę z następnym polskim hitem disco-polo „Cztery osiemnastki” zakończyliśmy nasz konkurs karaoke. Zapuściliśmy „normalną” muzykę i zajęliśmy się czymś pożytecznym – tańcem.
Parki poszły popisywać się swoimi umiejętnościami w tej dziedzinie, a ja nalałam sobie i Marco wina, podałam mu kieliszek i spojrzałam na Niego.
- No to, za co pijemy? – zapytał.
- Może za twój coraz lepszy polski? – zażartowałam.
- Oj, ja już wolę o tym nie wspominać – zaśmiał się. – Może po prostu za Nas? Za to, że się poznaliśmy.
Pokiwałam głową w odpowiedzi. Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiłam duszkiem czerwony napój.
Niespodziewanie zadzwonił dzwonek. Wszyscy popatrzyliśmy po sobie. Nie spodziewaliśmy się już żadnego gościa, a na pewno nie przed północą. Nikt jednak nie podszedł do drzwi, a po sekundzie usłyszeliśmy dzwonek po raz kolejny. Gospodarz w domu w końcu pofatygował się, żeby otworzyć. W pierwszej chwili pomyślałam, że też za dużo wypiłam i mam omamy, ale jednak nie.
- Maciek?!
_____________________________________________
Karolina ma głupawkę to i są katastrofalne efekty. XD Nie tak to miało wyjść, ale no dobra. Przepraszam. Wstyd mi. Przez weekend już pewnie nic nie dodam, bo nie będę mieć czasu, ale w poniedziałek nudne lekcje to coś się nabazgra. :D W ogóle rozpacz, w sobotę obejrzę tylko 1 połowę meczu BVB, bo idę na inny mecz ;_;.
Z dedykacją dla @_mon_amour <3

czwartek, 20 września 2012

Rozdział 5.


Starałam się robić dobrą minę do złej gry, ale średnio mi to wychodziło. Nie mogłam jednak dać po sobie poznać, że spotkanie z dziewczyną Marco było dla mnie miażdżące. Poczułam jakby ktoś wbił mi nóż w plecy i pokręcił Nim kilka razy. Dlaczego choć przez chwilę dopuściłam do siebie myśl, że ten mały incydent w kuchni mógł znaczyć coś więcej? To było oczywiste, że ktoś taki jak Marco nei może samotnie spędzać z nocy. A nawet jeśli już, to na pewno nie będzie chciał spędzać ich ze mną. Kaja, po raz kolejny dałaś się nabrać na męskie obietnice, piękne oczy i gesty, które miały jakąś wartość tyko dla Ciebie.
- My się chyba nie znamy – do moich uszu dobiegł głos blondynki. Wyciągnęła rękę w moim kierunku. – Jestem Caroline.
- A ja Kaja – uścisnęłam delikatnie jej dłoń, po czym szybko cofnęłam rękę. Czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że cały świat nabija się ze mnie, że jestem taką naiwną idiotką.
- Kaja, dobrze się czujesz? Blado wyglądasz – Marco uśmiechnął się do mnie, a ja ledwie się powstrzymałam przed daniem mu w twarz. Taki kochany, taki troskliwy. Kto by pomyślał. – Lewy, chyba musisz ją zabrać do domu, przykryć ciepłym kocem i zrobić herbatę, naprawdę kiepsko wygląda.
- Doktorze Reus, może sam to zrobisz? – zażartował Mario dając mu kuksańca w ramię. Caroline spojrzała na Niego wilkiem, ale uśmiech z twarzy Goetze nie schodził. Pocieszny człowiek.
Marco nie skomentował wypowiedzi kolegi. Widocznie chciał żywy wrócić do domu.
- Wiesz, Robert, faktycznie nie czuję się dobrze. Możemy wracać? – spojrzałam z politowaniem na niebieskookiego.
- Jasne. Na razie, chłopaki! Cześć, Caroline – Lewy pożegnał się z Nimi poszliśmy do samochodu.

*

Cały następny dzień miałam zamiar spędzić w domu. Smutna, z czerwonym nosem od płaczu i stertą chusteczek higienicznych – taki widok mógł zastać każdy, kto postanowił wejść do mojego pokoju, a owszem, znaleźli się tacy.
Roberta tym razem odwiedzili Kuba z Łukaszem więc nie musiałam się martwić o znajomość języka. Tę dwójkę miałam okazję już poznać podczas tegorocznego Euro, które było w Polsce.
- Biedna Kaja, nic ten Lewy o Ciebie nie dba – rzekł Kuba, który siedział obok mnie i głaskał po włosach.
- Trzeba Cię postawić na nogi. Lewus, skocz do apteki po jakiś syrop – rozkazał Łukasz.
- Chyba was wszystkich poje… - w tym momencie Lewy urwał, bo zadzwonił do drzwi.
- Spodziewasz się jeszcze kogoś? – zapytałam zdziwiona.
Bobek pokręcił przecząco głową i poszedł otworzyć drzwi. I w jednej sekundzie zamarłam. Czułam, że po raz kolejny dzisiejszego dnia zbiera mi się na płacz. Ale musiałam być twarda.
- Cześć, Kaja. Cześć, chłopaki – Marco podszedł do nas i usiadł na skraju mojego łóżka. Miał ze sobą torebkę, którą mi podał. – Wiem, że to Twojego stanu zdrowa nie przywróci, ale może humor trochę poprawi.
Niepewnie wzięłam torebkę od brązowookiego. W środku była bombonierka i mały pluszowy miś. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. To było takie kochane ze strony Marco. Od samego rana nazywałam go w swojej głowie różnymi epitetami w kilku różnych językach, a On przychodzi do mnie i fakt, był to tylko pluszak, a czekoladki zaraz zjedzą te łasuchy, ale tak czy siak – uśmiech nie znikał mi z twarzy.
- Jeju, Marco – tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Po tym jak nazwałam Go w sklepie beszczelnym, miałam teraz wielką chęć rzucić mu się na szyję, ale pewnie zostałabym później zadźgana nożem przez tą jego dziunię-niunię. – Dziękuję, naprawdę.

*
Resztę dnia spędziłam z chłopakami siedząc w salonie i oglądając jakieś durne niemieckie programy telewizyjne. Czułam się już o wiele lepiej. I kiedy myślałam, że jutrzejszy dzień przyjdzie mi spędzić samotnie – Robert obwieścił, że Ania jutro wraca. Przyda mi się trochę kobiecego towarzystwa, po prawie tygodniu przebywania w męskim gronie.
- Jest taka sprawa, że nie dam rady odebrać jej z lotniska, bo mamy jutro treningi. We wtorek mecz z Ajaxem w Lidze Mistrzów, sama rozumiesz.
Co w skrócie miało oznaczać: Kaja, bierzesz jutro taksówkę i jedziesz odebrać Annę.
________________________________________
Ten rozdział jest dziwny i krótki, ale chciałabym, żeby Marco przyniósł mi pluszaka i czekoladki jak będę chora leżeć w łóżku XD.
No to mamy pierwsze zwycięstwo w Lidze Mistrzów! Ale dużo nerwów było. I ten niestrzelony karny Hummelsa. Ale no. Dzięki, Lewy ! :D
A Jurek w garniturze wyglądał zacnie. XD
Ulatniam się, bo przynudzam. <3

wtorek, 18 września 2012

Rozdział 4.


- Hej, kochanie – podszedł do blondynki i pocałował ją czule w usta.
- Cześć. Jak było u Roberta? – zapytała i odłożyła czytany magazyn na stolik.
- Dobrze – odpowiedział krótko. Nie miał ochoty wdawać się w dłuższą konwersację. Zingorował swoją ukochaną i podreptał do łazienki.
Caroline siedziała jeszcze chwilę w salonie, a potem przeniosła się do sypialni, czekając tam na Marco, jak co noc dopadały ją te same myśli – jaka ich czeka przyszłość? Czy chłopak jej się w końcu oświadczy? Dlaczego jest czasami taki oschły wobec Niej? Te i inne pytania nie dawały jej spokoju.
Blondyn raczył w końcu zaszczycić dziewczynę swoją obecnością. Zdjął z siebie szlafrok i powiesił go na wieszaku w kącie pokoju. Odziany tylko w bokserki położył się koło Niej.
Dziewczyna przybliżyła się do Niego. Objął ją ramieniem, ale wciąż milczał. Cisza była dla Niej wręcz nie do zniesienia.
- A co robiliście? – serią pytań chciała nakłonić Marco do zwierzień, których chciał sobie oszczędzić.
- Graliśmy na Playstation – chłopak nawet na Nią nie spojrzał. Wpatrywał się w ciągle sufit, jakby był 10 razy ciekawszy od porozmawiania z Caroline. Był taki cichy, inny. Jak zupełnie obca osoba.
- My? To znaczy? – dociekała.
- Ja, Mario, Lewy i Kaja.
Gdy tylko usłyszała „Kaja” odsunęła się jak oparzona.
- Robert ma nową dziewczynę? – dopytywała zdenerwowana.
- Nie, to Jego przyjaciółka z Warszawy – Reus w końcu popatrzył na blondynkę, której mina mówiła wszystko. Nie była zadowolona z tego, że Marco przebywa w obecności jakiejś innej dziewczyny, a nie spędza czasu z Nią, z Caroline.
- Ładna?
Marco wywrócił oczami.
- Nie zwracałem na to zbytniej uwagi – kłamstwo. Patrzył na Nią przez prawie cały wieczór. Nie mógł oderwać od niej wzroku, począwszy od jej kasztanowych włosów, a kończąc na dłoniach, które miał okazję dotknąć i poczuć, że choć przez chwilę miał ją tylko dla siebie.
- Yhym – mruknęła w odpowiedzi Caroline. – A może…
- Porozmawiamy rano, dobrze? Jestem zmęczony.
Pocałował ją w policzek i odwrócił się do niej plecami. Caroline ze smutkiem zgasiła lampkę nocną i udała się do krainy Morfeusza.

*

Lewandowski leżał na kanapie i spał dalej, pomimo tego, że z całych sił próbowałam Go obudzić, ale moje starania to były syzyfowa praca. W mieszkaniu jeden wielki bałagan, a ja nie zamierzałam sprzątać tego sama, a ten sobie słodko chrapie.
- Bobek, Borussia wygrała Ligę Mistrzów! – krzyknęłam mu do ucha. Lewy momentalnie się obudził i przywitał się z podłogą.
- To było wredne – wymamrotał.
- Ale za to skuteczne – odparłam. – Rusz tyłek, sprzątamy.
- Głowa mnie boli, Kajuś, proszę, daj mi pospać – brunet jednak widząc, że ze mną nie ma żartów powlókł się do kuchni, gdzie czekała sterta naczyń do umycia.

*

W sobotę Borussia grała mecz z Bayerem Leverkusen. Dzięki Robertowi mogłam oglądać ten mecz z trybun. Lewy oczywiście grał od pierwszych minut, a u Jego boku Mario, a także Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek, którzy w trójkę z Bobkiem byli nazywani „Polonią Dortmund”.
Mecz był emocjonujący, gra BVB w pierwszej połowie była genialna. Padły dwie bramki, jedną z nich zdobył Mats Hummels, drugą zaś Kuba. Na murawie za to nie było Reusa.
Druga połowa była mniej dynamiczna. Bayer musiał się nagonić, żeby strzelić bramkę, chociażby jedną, a piłkarze Borussi bronić wyniku. W 61 minucie na boisko wbiegł Marco. Poczułam ukłucie w środku, ale zbagatelizowałam to. Nie mogłam się rozpraszać tylko z powodu Jego obecności, jednak gdy zobaczyłam, jak jeden zawodnik Bayeru Go sfaulował to poderwałam się z miejsca. Został podyktowany rzut wolny. Po chwili futbolówka wpadła do bramki. Moja radość była podwójna, bo gola po dośrodkowaniu Reusa zdobył Lewy.
Wszyscy ubrani w żółto-czarne barwy i z szalikami w rękach krzyczeli nazwisko Roberta, włączajac w to mnie. W pewnym momencie zobaczyłam, że Marco patrzy się w moją stronę. Nie byłam pewna, czy mnie widzi ani czy akurat to mnie szuka wzrokiem.

*

Signal Iduna Park powoli pustoszał, a ja czekałam przed stadionem na Lewandowskiego i pozostałych by pogratulować im świetnego meczu. Oprócz mnie przed stadionem było jeszcze parę osób, głównie kobiety, jak mniemam partnerki zawodników BVB.
W końcu na horyzoncie zobaczyłam sylwetki Lewego, Mario, Marco i Matsa Hummelsa. Ruszyłam w ich stronę, a kątem oka przyuważyłam, że nie jestem jedyna, bo szła za mną jakaś blondynka.
- Cześć, chłopaki, gratuluję świetnego meczu – powiedziałam. Pocałowałam Lewego i Mario w policzek.
- Dzięki – powiedział Robert i spojrzał na Hummelsa. – Mats, to jest Kaja, moja przyjaciółka z Polski.
- Miło mi Cię poznać – uścisnął moją dłoń i uśmiechnął się. – Chciałbym pogadać z Wami dłużej, ale muszę uciekać, idziemy z Cathy na kolację.
Pożegnaliśmy się z Nim i zostaliśmy w czwórkę. No, w sumie to w piątkę, bo właśnie podeszła do nas ta blondie.
- Cześć – przywitała się. Przybliżyła się do Marco i pocałowała Go w usta.
O. Mój. Boże.
____________________________________
Jestem złym człowieczkiem. Kajucha nie będzie z Marco :D. I żeby nie było, ale prawdziwa dziewczyna Marco na serio ma na imię Caroline. Tylko nie wiem czy dalej są razem xD. Mam już napisane rozdziały do 7 i pomysł na ostatni rozdział. Ale co do piąteczki to wrzucę dopiero w piątek. Taka jestem wredna. A dzisiaj mecz z Ajaxem, więc muszę się wyrobić z nauką, dlatego nawet nie sprawdziłam i nie poprawiłam błędów. Przepraszam. :c
Rozpisałam się, więc żegnam Was, a na pożegnanie tym razem gif z Jurgenem Kloppem, który mnie rozwalił XD.


poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 3.

W życiu zdarzają się takie chwile, że jedna wymiana spojrzeń mówi wszystko. Wtedy już nic nie można ukryć ani zatuszować. Wystarczy jeden moment i wszystko staje się jasne.
To była właśnie taka chwila. Kiedy moje niebieskie ślepia natknęły się na zdziwione spojrzenie brązowookiego. Żadne z nas nie spodziewało się tutaj tego drugiego. Nie chciałam jednak dać po sobie poznać, że ponowne spotkanie z chłopakiem od butelki mnie w jakikolwiek sposób tknęło. Przywdziałam uśmiech na twarz i podeszłam do Nich, żeby się przywitać.
- To jest właśnie Kaja, moja przyjaciółka z Warszawy - przedstawił mnie Robert swoim przyjaciołom.
- Miło mi Cię poznać - odezwał się niższy z Nich. Wreszcie nie czułam się jak skrzat. - Jestem Mario. Lewy dużo Nam o Tobie opowiadał.
- Doprawdy? Nie wierzę! - zaśmiałam się. - Pewnie narzekał na mój charakterek.
- Wspominał, że masz cięty język. - do moich uszu dobiegł głos drugiego kolegi Lewangoalskiego, jak nazywali go kibice. - Mam na imię Marco.
- Cała przyjemność po mojej stronie - starałam się, żeby to zdanie zabrzmiało najmilej jak się da, ale chyba nie do końca mi wyszło, bo zostałam spiorunowana wzrokiem przez Roberta.
- To co? Need for speed czy może jakieś mordobicie? - Mario klasnął z podniecenia i cała trójka usiadła na kanapie.
- A czemu nie ma Kuby i Łukasza? - zapytał Lewy.
- Uziemieni przez żony - wyjaśnił krótko Marco.
Chłopaki przez następne 10 minut toczyli spór o to przy czym spędzą następne godziny. Padały przeróżne nazwy gier, że już sama się pogubiłam. Siedziałam w fotelu i patrzyłam na 3 mężczyzn, którym nie stuknęła jeszcze trzydziestka i żwawo operując najróżniejszymi zwrotami, których znaczenia mogłam się tylko domyślać.
- Okej! Dosyć! Niech Kaja zadecyduje - Mario z uśmechem spojrzał na mnie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - wtrącił się Marco.
- Masz jakieś wątpliwości co do mojej znajomości o grach? - podniosłam jedną brew do góry i uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Nie, po prostu to oczywiste, że wybierzesz propozycję Lewego, bo znasz Go najdłużej.
Arogancki dupek! Na usta cisnęło mi się już kilka brzydkich słów. Robert położył mi rękę na ramieniu. Znał mnie dobrze i wiedział, że zachowanie brązowookiego mnie poirytowało.
- Zarzucasz mi brak obiektywizmu i stronniczość - wycedziłam przez zęby. Spojrzałam na Mario i posłałam mu ciepły uśmiech. - Twoja propozycja mi pasuje. Lubię wszystkie gry z serii Need for speed i chętnie zobaczę, jak wygrywasz wyścig, pokonując przy tym Marco.
Piłkarz grający w BVB z numerem 10 podał Lewandowskiemu płytkę. Po minucie skupieni i z joystickami w rękach Mario i Marco toczyli bój o 1 miejsce. W pewnym momencie poczułam się obserwowana. Zerknęłam kątem oka i zobaczyłam, że nowy nabytek Borussi zamiast sterować autem przyglądał się mi.
- Marco, wjechałeś w bandę! - krzyknął Robert i zaczął śmiać się z klubowego kolegi.
- Kaja wykrakała. Nie popisałeś się Reus - Mario zaczął drwić z Marco, który przekazał joysticka Bobkowi. Mario za to swojego pada oddał mi i tym razem to ja toczyłam bitwę z moim współlokatorem.
Po pogodzeniu się z porażką miałam wyścigować się z Marco 'ja chcę tylko kupić wodę mineralną' Reusem. Kolejna wymiana spojrzeń dzisiejszego wieczoru zwiastowała zaciętą walkę o honor i 3 miejsce.
- Team Marco! - wydarł się Robert.
- Fajnie, że we mnie wierzysz - powiedziałam udając rozżaloną.
- Nie przejmuj się, Kaja, ja jestem twoim skrytym fanem i wielbicielem - oznajmił Mario.
- Aww! To było kochane.
- Coś mi się za to należy, nie sądzisz? - już wiem od kogo Lewy nauczył się miny kota ze Shreka. Podeszłam do do Niego i pocałowałam w policzek.


*

Siedziałam w kuchni robiąc kolejne kanapki. Co jak co, ale chłopaki to straszne obżartuchy.
- Pomóc ci?
Jakiż splendor na mnie spłynął, że Reus przyszedł zaoferować swoją pomoc. Śmierdziało tu jakimś podstępem.
- Daję sobie radę. Smarowanie kanapek masłem wychodzi mi lepiej niż granie na Płaystation - odparłam. Po naszych wyścigowych potyczkach skończyłam na ostatnim miejscu.
- Trochę nieciekawie rozpoczęła się ta nasza znajomość - powiedział stając koło mnie i zabierając mi nóż. Odłożył go na blat po czym wziął mnie za rękę. Czułam się jakby tymi swoimi oczami chciał przeniknąć do mojej duszy. Kaja, ogarnij się.
- No co Ty nie powiesz - odrzekłam, starając się nie patrzeć w czekoladowe tęczówki Marco.
Nie mogłam jednak walczyć ze sobą dłużej i podniosłam głowę, czego od razu pożałowałam. Reus uśmiechał się tak słodko, że aż zęby bolały i chyba czeka mnie wizyta u dentysty.
Wyrwałam mu dłoń, a On był wyraźnie zdziwiony.
- Zanieś to chłopakom - wcisnęłam mu talerz z kanapkami do rąk. - Zaraz zrobię jeszcze parę i doniosę.
Nic nie mówiąc wyszedł z kuchni zostawiając mnie samą, a ja oszołomiona starałam się uspokoić moje serce bijące jak oszalałe.
__________________________________________________
Większość rozdziału pisałam wczoraj na komórce, a resztę skończyłam dzisiaj na fizyce xD. Obijałam się dzisiaj totalnie na WOS-ie i chemii więc mam napisaną też większość 4 rozdziału. :D
A jutro mecz BVB z Ajaxem. Nie wysiedzę spokojnie w szkole. :3 Ale już nie przynudzam, aufidersen!
A na do widzenia wrzucam Marco i Lewusa. *_*





niedziela, 16 września 2012

Rozdział 2.

Mieszkanie Lewego było całkiem duże. Dwie sypialnie, dwie łazienki, kuchnia, salon. Spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie i wskazywał godzinę 08:08. Oj, Kaja, jakaś Ty głupia, nikt przecież o Tobie nie myśli, a już na pewno nie On. Usłyszałam za sobą wzdychającego Bobka, który stał z rękami na biodrach i przyglądął się mojej osobie.
- Ładne mieszkanie – rzekłam.
- Dziękuję. Liczyłem, że w końcu to powiesz – odparł i wyszczerzył w uśmiechu swoje śnieżnobiałe ząbki. Wywaliłam teatralnie oczami i chwyciłam za rączkę od walizki. – Chodź, pokażę Ci twoją sypialnię.
Poczłapałam za brunetem do pomieszczenia średniej wielkości. Dwie ściany były koloru brązowego, a dwie jasno żółtego. Ogólnie wystrój mi się podobał, duża szafa, dwie komody, szafka nocna, biurko, łóżko. Spojrzałam na moją walizkę i torbę, które tylko czekały aż je w końcu rozpakuję.
- Mam nadzieję, że się tutaj zaklimatyzujesz – rzekł Lewandowski.
- Też mam taką nadzieję. Znajdę jakąś pracę, zarobię i znajdę jakieś własne mieszkanie. Nie chcę Tobie i Ani za bardzo przeszkadzać – oznajmiłam siadając na łóżku.
- Daj spokój, wreszcie Ania będzia miała z kim iść na zakupy, a nie będzie mnie ciągnąć – zażartował. Wyobraziłam sobie Roberta targającego za jego narzeczoną torby z fatałaszkami i sama się roześmiałam. – No więc, do południa jestem w domu, ale potem muszę iść na trening. Wieczorem za to wpadają chłopaki, mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza.
- Jasne, że nie – zaprzeczyłam. Stado mężczyzn przy playstation i jedna jedyna kobieta, czyli ja. Dlaczego Ania musi być akurat teraz na zawodach? – Chętnie ich poznam, o ile mi ich przedstawisz.
- W porządku – uśmiechnął się i wstał. – Zostawiam Cię na razie, bo pewnie chcesz trochę odpocząć i się zregenerować.
- Czytasz mi w myślach. Właśnie chciałam Cię wygonić, ale byłoby niegrzecznie wyrzucać Cię, jak właśnie przyjąłeś mnie pod swój dach.
Robert podszedł do mnie i zaczął łaskotać, aż zaczęłam błagać o litość.
*


Lewandowski chwilę temu wyszedł na trening, a ja rozpakowana i przebrana w czarne spodnie i żółtą bokserkę poczłapałam do kuchni, żeby coś zjeść i jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam pustą lodówkę. Ania na zawodach to Bobek się pewnie żywił w restauracjach. Nie zwlekając dłużej ubrałam buty, zarzuciłam na siebie bluzę i zabrałam kluczyk z haczyka, po czym zamknęłam mieszkanie i udałam się na zakupy. Miałam nadzieję, że się nie zgubię. A nawet jeśli to przynajmniej pobłądzę po Dortmundzie i zwiedzę miasto. 
Po 20 minutach błąkania znalazłam się w jakimś supermarkecie. Przez następne kilkadziesiąt minut szusowałam wśród półek, by zakupić kilka najpotrzebniejszych rzeczy, a kiedy mój wózek był już wypełniony ruszyłam ku kasie, w których kolejki były chyba 2 kilometrowe. Ustawiłam się w końcu za jakąś gruchającą parką, która nie szczędziła sobie czułości nawet w miejscu publicznym. Starałam się to jakoś ścierpieć i nie patrzeć się na nich, bo bym chyba puściła pawia.
Parka już wykładała swoje zakupy i ja też chciałam to zrobić, gdy w tej chwili przede mnie wepchnął się jakiś blondas. To był właśnie ten moment, kiedy musiałam użyć mojego niemieckiego, który jeszcze trochę kaleczę. Dźgnęłam lekko chłopaka, a ten odwrócił się i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
- Przepraszam, ale sterczę tutaj od 10 minut, a naprawdę mi się dłużej stać nie chcę więc czy mógłbyś iść na koniec kolejki? – zapytałam najgrzeczniej jak mogłam.
- Uhm, przepraszam, ale bardzo się śpiszę – tłumaczył się.
- To jeszcze nie powód, żeby się wpychać – starałam się trzymać emocje na wodzy, ale kiedy byłam zła to trudno mi było się powstrzymywać.
- Wiem, ale naprawdę nie mam czasu, a muszę zapłacić tylko za durną wodę mineralną! – wrzasnął.
- Jest pan po prostu bezczelny. Kupuj sobie tą wodę i idź, bo działa mi pan na nerwy.
Ludzie z poprzedniej kasy zaczęli się na nas patrzeć, a ja miałam ochotę cisnąć blondynowi tą jego butelką w twarz. W końcu skończyliśmy nasz teatr, a On mógł w końcu zapłacić za tą swoją cholerną wodę i wyjść. Ledwo człowieka znałam, a już mi działał na nerwy.

*


- Jesteś aniołem – stwierdził Robert zaglądając do lodówki pełnej jedzenia.
- Nie byłabym tego taka pewna – odparłam. – O której wpadną Twoi koledzy?
- Koło 18 – odpowiedział. – Idę wskoczyć pod prysznic. Byłabyś tak miła i zrobiła coś do jedzenia?
Wybałuszyłam gały, a ten zrobił tylko minę kota ze „Shreka” i tak o to wylądowałam w kuchni robiąc kanapki, a zadowolony brunet poszedł do łazienki. Jeszcze się na Nim odegram.
Niebieskooki siedział na kanapie i przeglądał gry. Od bijatyk po wyścigi samochodowe. Zapowiadał się ciekawy wieczór pełny oglądania krwi i rozbijających się aut na ekranie.
Na stoliku znalazły się miski z chipsami, duża cola, talerze z kanapkami i puszki z piwem. Oj, trener Klopp nie byłby dumny, ale skoro chłopaki mają jutro wolne, to czemu mają nie zaszaleć.
Zajęłam miejsce obok Bobka i przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Wpatrywał się w opakowanie jednej z gier jak w święty obrazek. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi, a On poderwał się niczym struś pędziwiatr, żeby otworzyć drzwi. Musiał bardzo się stęsknić za swoimi kolegami.
- Mario, Marco! Dobrze Was widzieć.
___________________________________________
Tym razem dłuższy. Nie mam pojęcia jak mieszka Lewandowski. Ale jestem bardzo ciekawa, haha :D. Za wszelkie błędy interpunkcyjne, ortograficzne, składniowe itd przepraszam. ;)

sobota, 15 września 2012

Rozdział 1.

Wlokąc za sobą walizkę, szukałam wzrokiem mojego mierzącego 184 centymetry przyjaciela. Wśród tych tłumów na lotnisku ciężko było go wypatrzeć. W końcu zrezygnowana usiadłam na ławce i przymknęłam oczy. Miałam za sobą nieprzespaną noc w samolocie, ale przynajmniej mogłam sobie to wszystko jeszcze raz dokładnie przemyśleć. Zostawiłam Polskę, kraj, w którym się wychowywałam. Pożegnałam moją rodzinę i warszawskich przyjaciół i przyleciałam tutaj – do Dortmundu. Co mnie skłoniło? Potrzebowałam tego. Wiedziałam, że ucieczka od problemów nie jest ich rozwiązaniem. W ciągu pół roku musiałam opanować język niemiecki do niemalże perfekcji, ale pomógł mi w tym Robert. W końcu to On miał też swój udział w podjęciu tej decyzji. 
- Kaja, co Ty, śpisz? – podniosłam powieki i zobaczyłam roześmianą buzię Lewandowskiego.
- Zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest być bezdomnym i spać gdzie popadnie – odparłam.
- Nawet jak jesteś niewyspana to humor Ci dopisuje.
Wstałam z ławki i przytuliłam się do niebieskookiego. Zawsze jak stałam koło Niego czułam się jak liliput. Nie należałam do niskich, miałam 172 centymentry wzrostu. Ale te 12 centymentrów sprawiały jednak, że Robert wyglądał przy mnie jak wielkolud.
- Koniec czułości, zabierz mnie stąd, bo zaraz padnę trupem – powiedziałam odklejając się od Niego.
Lewy zabrał moją walizkę i podążył do wyjścia, a ja za Nim. Szliśmy sobie spokojnie na parking, ale po drodze zostaliśmy zatrzymani przez jakieś 2 napalone fanki. Nie wiem, czy wspominałam, ale Bobek (jak miałam w zwyczaju nazywać Lewandowskiego) jest napastnikiem jednego z klubów Bundesligi. I jak widać nie tylko Polki mają kisiel w majtkach jak Go widzą. Ah, ta sława.
Po całym rytuale, to znaczy po piskach, autografach i strzelaniu sweet fotek znaleźliśmy się w końcu w samochodzie Roberta i pojechaliśmy do Jego mieszkania, gdzie miał być mój tymczasowy dom.
_____________________________________________
Dzień dobry :D. Pierwszy rozdział pewnie nie zachwyca, początki zawsze są denne, mam nadzieję, że potem będzie lepiej i że się Wam spodoba ;). Szablon daje po gałach, za co przepraszam, ale nie jestem obeznana za bardzo w blogspocie. Zresztą - musi być żółto-czarno w końcu barwy Borussi :D. Za wszelkie błędy interpunkcyjne, ortograficzne i tego typu bardzo przepraszam ;). No to, do następnego. ;)