W sobotę zasiadłam na
trybunach razem z Błaszczykowskim i Anią. Mecz zakończył się wynikiem 0:0.
Emocji i sytuacji podbrakowych jak zwykle nie brakowało.
Po skończonym spotkaniu
stałam razem ze Stachurską pod stadionem i czekałyśmy, aż chłopaki do nas
wyjdą. Pierwszy przyszedł Lewy.
- Wracasz z nami? –
zapytał. Chciałam już odpowiedzieć na jego pytanie, ale obydwoje się zaśmiali. –
Bawcie się dobrze.
Objęci poszli w kierunku
samochodu Lewandowskiego. Mi pozostało sterczenie pod Signal Iduna Park.
Nagle ktoś zasłonił mi
oczy. Nie wiedziałam co się dzieje, zaczęłam krzyczeć, ale na nic się to nie
zdało.
*
- Porąbało was? Prawie
umarłam ze strachu! – darłam się na Mario, Roberta i Ankę którzy nic sobie z
tego nie robili.
- Dobra, my idziemy do
salonu, a ty ją we wszystko wtajemnicz – zwrócił się brunet do swojej
ukochanej.
Chłopaki zostawili nas
same. Siedziałyśmy w łazience w mieszkaniu Marco i nie miałam bladego pojęcia
co tutaj robię. Ania wyjęła zza pleców sukienkę. Miała kolor kremowy, a z tyłu
była zawiązana na kokardę. Dziewczyna kazała mi ją założyć więc zostawiła mnie
na chwilkę samą.
Zdjęłam z siebie
płaszczyk. Miałam na sobie moje ulubione jeansy oraz żółtą koszulkę BVB, taką jaką
noszą piłkarze. Oczywiście z tyłu widniało "Reus", a pod spodem "11".
Zawołałam narzeczoną
Lewego do siebie. Spojrzała na mnie z uśmiechem na ustach. Wzięła mascarę,
błyszczyk, puder i poprawiła nieco mój makijaż. Wyprostowała moje na co dzień
pofalowane włosy. Gdy skończyła pociągnęła mnie za sobą do pokoju.
- O kurwa – wymsknęło się
Lewemu z ust. – Przepraszam, Aniu. Wiesz, że cię kocham, ale Kaja wygląda
przepięknie.
- Zaczynam się
zastanawiać, czy cię nie odbić Reusowi – zażartował Goetze. – Tylko buty ci nie
pasują.
Ania jednak szybko na to
zaradziła podając mi parę czarnych szpilek. Miałam się przejść parę razy w
jedną i w drugą stronę i obrócić się ze 100 razy, dopiero wtedy stwierdzili, że
jest perfekcyjnie.
Bobek zawiązał mi
przepaskę na oczach mówiąc, że to konieczne. Zaczął mnie gdzieś prowadzić.
Odzywał się tylko, żeby mi powiedzieć, ile stopni zostało do końca.
W końcu dotarliśmy do
celu. Opaska została zdjęta. Moim oczom ukazał się przepiękny widok.
Znajdowałam się na dachu budynku, w którym mieszkał Reus stojący kilka kroków
ode mnie. Widziałam stąd panoramę miasta. Robert zmył się i zostawił nas
samych.
Marco miał na sobie
garnitur, co było do niego niepodobne. Oniemiałam z zachwytu. Wziął mnie za
rękę i zaprowadził do stolika, na którym stały dwa talerze z naszym posiłkiem,
a także wino, kieliszki i świece. Odsunął mi krzesło jak na gentelmana
przystało. Zajęłam swoje miejsce, a on usiadł naprzeciw mnie.
- A mówiłeś, że nie jesteś
romantyczny – powiedziałam śmiejąc się. Piliśmy wino, napawając się tym
cudownym wieczorem.
Blondyn wyjął ze swojej
kieszeni telefon, z którego po chwili rozbrzmiała piosenka Jasona Walkera „Echo”.
Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku prosząc mnie do tańca. Z
chęcią się zgodziłam.
Objął mnie w pasie i
kołysaliśmy w rytm muzyki. Piosenka się skończyła, ale my nie oderwaliśmy się
od siebie. Pierwszy odsunął się Marco. Był bardzo przejęty. Uklęknął przede mną
na kolano, po czym wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko.
- Panno Hirte – spojrzał
mi głęboko w oczy. Wiedziałam, o co chcę zapytać. - Zostaniesz moją żoną?
- Tak, oczywiście, że tak!
– nie zawahałam się nawet przez chwilę. Zdenerwowany nie mógł wsunąć mi
pierścionka na palec, ale w końcu się udało. Wyprostował się i pocałował mnie.
Koniec grudnia, 2012.
- Za rok te święta
spędzimy w jeszcze większym gronie.
Tegoroczną Wigilię
spędzaliśmy w Warszawie. Jak to już na tradycję przystało poszliśmy na pasterkę
razem z moimi rodzicami i Wiktorią, która bardzo się cieszyła, że będzie
ciocią.
Odkąd tylko Maciek mnie
zdradził zastanawiałam się, czym tak naprawdę jest miłość i szczęście. Po tych
zawirowaniach wszystko sprowadziło się do jednej osoby, która stała obok mnie i
czule obejmowała.
Marco Reus. On dawał mi
szczęście. A w lipcu miał urodzić się owoc naszej miłości.
- Kocham cię – szepnął mi
do ucha. Odwróciłam się do niego i nasze oczy się spotkały. – I nigdy nie
przestanę.
___________________________________
Tak, to koniec.
Cholernie trudno rozstawać mi się z tym opowiadaniem. Dziękuję za wszystkie miłe słowa, komentarze pozostawione pod rozdziałami, ale także za te napisane na twitterze. To wy dawaliście mi ochotę do pisania tej historii, która narodziła się spontanicznie w mojej głowie.
Co tu więcej mówić? Wszystkich zainteresowanych odsyłam tu: i-bleed-it-out.blogspot.com, gdzie piszę nowe opowiadanie o BVB. :)